Ani nie ma sensownych powodów do twierdzeń o zawyżeniu wyników w latach ubiegłych, ani wynik za rok ubiegły nie jest aż tak przerażający. Oczywiście, że odnotowany spadek inwestycji powinien niepokoić i skłonić do refleksji. Ale nie ma wątpliwości, że w głównej mierze wynikał on z załamania inwestycji publicznych, które pewnie da się na nowo zdynamizować. Podobnie jak można poprawić stan nastrojów przedsiębiorców. Wymaga to tylko tego, by ministrowie zaczęli się bardziej zajmować swoimi zadaniami, a mniej czasu spędzać na próbach statystycznego pogorszenia wyników poprzedników.

Niejako w cieniu pozostają informacje o kształtowaniu się drugiego z najważniejszych wskaźników sytuacji gospodarczej: stopy inflacji. Po ponad dwóch latach niewielkiego spadku cen zaczęły się one w ostatnich miesiącach dynamicznie zwiększać. Deflacji już nie ma. Jest za to inflacja, jeszcze stosunkowo niewielka (0,8 proc. w grudniu), ale szybko rosnąca.

Pierwsze informacje na temat odrodzenia się inflacji potraktowaliśmy w Polsce dość lekko. W końcu deflacji ekonomiści specjalnie nie lubią, a publikowane obecnie dane nie przerażają. Dla rządu są one nawet korzystne, bo na krótką metę wzrost inflacji ułatwia realizację budżetu. Myślę jednak, że już wkrótce możemy się zetknąć ze znacznie poważniejszym problemem. Jak mocno wzrośnie nasza inflacja w ciągu najbliższych miesięcy? Według szacunków Eurostatu w strefie euro wzrosła ona w styczniu do niemal 2 proc. (jeszcze w grudniu było to 1,1 proc.), przede wszystkim skutkiem szalejących cen energii. Te same zjawiska będą miały miejsce i u nas, a efekty wzrostu cen importowanych surowców szybko zobaczymy w naszych sklepach. W ciągu ostatniego kwartału dynamika cen produkcji sprzedanej polskiego przemysłu wzrosła z zera do 3 proc. Przykre konsekwencje tego faktu poznamy raczej prędzej niż później.

Nieco ponad miesiąc temu pisałem, że ze wzrostem PKB jest jak ze zdrowiem z fraszki Kochanowskiego – przeciętny Kowalski interesuje się nim dopiero wtedy, gdy wzrost ten trwale spowolni. Nieco podobnie jest z inflacją. Póki jest niska, a nawet ceny spadają, inflacja nie budzi specjalnych emocji. Zaczynają się one dopiero wtedy, kiedy gwałtownie przyspiesza albo – nie daj Boże! – wymyka się spod kontroli. Przez ostatnie kilka lat przywykliśmy do świata stosunkowo stabilnych cen i uznaliśmy go za normalność. Obyśmy szybko nie musieli na nowo się martwić o inflację.