Państwo nie może być graczem na rynku. To zniszczy i rynek, i konkurencję

„Co dalej? Aż 80 proc. Polaków chce silnego państwa. I tyle samo „opiekuńczego”. Ale państwo nie może być graczem na rynku. To zniszczy i rynek, i konkurencję” – pisze Marek Goliszewski, prezes i założyciel Business Centre Club, przewodniczący Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC.

Aktualizacja: 05.02.2018 07:42 Publikacja: 04.02.2018 19:14

Marek Goliszewski

Marek Goliszewski

Foto: materiały prasowe

Patrząc na gospodarkę z lotu ptaka, widać wiele światełek. Wzrost gospodarczy skoczył do 4 proc. PKB, a produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna, konsumpcja indywidualna – średnio o 7,5 proc. Deficyt strukturalny zmniejszył się z zakładanych przez rząd 60 mld zł do 30 mld zł. Wpływy z VAT, CIT i PIT były wyższe łącznie o 52 mld zł. Spodziewane są następne 24 mld zł. ze składek ZUS i NFZ. Nadwyżka budżetowa w lipcu i sierpniu sięgnęła 5 mld zł. Na rządowe programy społeczne, ku zadowoleniu społeczeństwa, przeznaczono 70 mld zł. A Polska nie jest, wbrew pozorom, najhojniejszym państwem. Na cele społeczne przeznaczamy ok. 10 proc. PKB, w liberalnych USA – trzy razy więcej. Rząd może się pochwalić najniższym od 27 lat bezrobociem, a Krajowa Administracja Skarbowa – ograniczeniem szarej strefy o 20 mld zł. Urosły płace w przemyśle i usługach. Rodziny i ubodzy otrzymali silne wzmocnienie finansowe. Rząd ma powody do zadowolenia z tych wyników. A znacząca część społeczeństwa do zadowolenia z pracy rządu.

Schodząc na poziom przedsiębiorstwa i przedsiębiorcy, wyraźniej widać cenę tych wskaźników. Podniosły się koszty firm, choćby z tytułu wzrostu wynagrodzeń. W ubiegłym roku wyjechało z Polski 118 tys. młodych ludzi. Program 500+ i obniżenie wieku emerytalnego wywołały deficyt siły roboczej rzędu kilkuset tysięcy osób i presję na podwyżkę płac. To będzie się pogłębiać. Już mamy najniższy wiek emerytalny kobiet w Europie. BCC szacuje, że rok 2018 to wyjście z rynku pracy blisko 1 mln osób. Rysuje się nie tyle solidarność pokoleń, ile ich konflikt. Zwłaszcza wśród kobiet, które za cenę wolnego dziś od pracy zawodowej czasu będą miały bardzo niskie emerytury i nikłe doświadczenie zawodowe. W roku 2030 koszt obniżenia wieku emerytalnego sięgnie 10 proc. PKB. Problemu z zatrudnieniem nie rozwiążą obywatele Ukrainy. Traktują Polskę jako przystanek w drodze do Niemiec. Potrzebujemy ustawy imigracyjnej i otwarcia się Polski na obcokrajowców, w tym imigrantów. Polacy modlą się w Kościele za papieża Franciszka, lecz milkną, kiedy papież prosi o przyjmowanie uchodźców. Firmy muszą odrzucać kolejne zamówienia, ponieważ brakuje pracowników.

Niepewność hamuje inwestycje prywatne

Do tej pory sektor prywatny dostarcza budżetowi państwa ponad 80 proc. PKB. Ale inwestycje firm prywatnych zeszły w ubiegłym roku do najniższego w okresie transformacji poziomu 11 proc. PKB. Tymczasem premier Morawiecki na 2017 r. zakładał wzrost inwestycji do 20 proc. PKB. Przyczyną wstrzemięźliwości inwestorów jest niepewność. Rząd przyjął – co mądre – konstytucję biznesu, by tę niepewność zmniejszyć. Zawiera ona niezbędne zasady między innymi domniemania uczciwości przedsiębiorcy czy jego prawo do błędu. Ale zbyt liczne wyjątki od przestrzegania tych zasad ugruntowują inwestycyjną niepewność. Podobnie łatwość konfiskaty firmy przez państwo czy odpowiedzialność przedsiębiorcy za winy jego kontrahentów zapisane w innych ustawach.

Cenna inicjatywa nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, korzystna dla biznesu, wyszła od ministra sprawiedliwości. Ale instytucja skargi nadzwyczajnej w ustawie o Sądzie Najwyższym, z możliwością weryfikowania wyroków sądowych nawet po pięciu latach, zmniejsza bezpieczeństwo obrotu i chęć wykładania przez inwestorów pieniędzy na nowe przedsięwzięcia. Wstrzemięźliwość pogłębia też związany z wyżej wymienionymi ustawami konflikt rządu z Unią Europejską. A na rynek unijny trafia przecież 80 proc. polskiego eksportu. Kupujemy tam aż 60 proc. produktów.

Z opieszałością sądów walczmy inaczej

Nawet przyjmując, że prezydent i minister sprawiedliwości chcieli rzeczywiście poprawić stan praworządności w naszym kraju, usunąć zmorę biurokracji i skrócić pięcioletni koszmar przewlekłości postępowań sądowych, to jednak nie za cenę wojny z Unią. I nie za cenę może jeszcze wyższą, choć daleką od biznesu: w 1983 r. w Piekarach Śląskich Jan Paweł II powiedział między innymi. „Miłość społeczna jest większa od sprawiedliwości społecznej. Tylko miłość może zapewnić pełnię sprawiedliwości”. Trzy ustawy o sądach pokroiły miłość społeczną. Aż 83 proc. Polaków – najwięcej w Europie – twierdzi, że są szczęśliwi, żyjąc w Unii. Przeciw ustawom opowiedziało się 78 proc. Polaków w wieku 18–24 lata. Opieszałość sądów powinniśmy likwidować wyższymi płacami i większą liczbą sędziów, asesorów, referendarzy, mediatorów; lepszą organizacją pracy i informatyką.

Nienawiść i podziały polityczne społeczeństwa petryfikują wstrzemięźliwość inwestorów. Ona wiąże się też z pytaniem: co dalej z polityką gospodarczą? Czy rząd rozwijać będzie kapitalizm rynkowy czy centralizm gospodarczy? Nowy premier ma rację, rząd jest od rządzenia, jak powiedział w exposé, a nie od administrowania. Aż 80 proc. Polaków chce silnego państwa. I tyle samo „opiekuńczego”. Ale państwo nie może być graczem na rynku. To zniszczy rynek i konkurencję.

Próbował tego kiedyś Edward Gierek. O produkcji musi decydować konsument, a nie urzędnik. Do państwa należy dziś 17 spośród 50 największych firm w Polsce. W ubiegłym roku spółki państwowe wykupiły firmy prywatne za 17 mld zł. Sejm ograniczył rynki dla sektora prywatnego: farmacja, energetyka, handel ziemią etc. Na spółki Skarbu Państwa nałożono obowiązek ubezpieczania się w państwowym PZU, ustawowo nie mogą zbywać swoich udziałów, są subsydiowane. Firmy energetyczne muszą dofinansowywać kopalnie. To państwu banki udzieliły 57 mld zł pożyczek, a firmom prywatnym – tylko 6 mld zł.

Sektor państwowy zdaje się wypierać prywatny. Trudno przedsiębiorcom nie traktować inaczej projektu CBA o jawności życia publicznego mimo szlachetnego celu walki z korupcją, jak przejmowania kontroli nad 500 firmami prywatnymi, w których Skarb Państwa posiada 20 proc. udziałów. Do tej pory wzrost gospodarczy napędzany był w Polsce głównie wydatkami publicznymi, konsumpcją, zasilaną transferami społecznymi. Po II wojnie światowej podobną drogą poszły za radami lorda Keynesa USA, Japonia i Korea Południowa. Porzuciły ją jednak w latach 70., gdy zaczęły wpadać w zadłużenie. W październiku ubiegłego roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy oznajmił, że Polska ma największy w Europie, 3-proc. przyrost deficytu i długu publicznego. A ten przekroczył już 1 bln zł. „Polacy, żyjecie ponad stan” – ostrzeżono. To może oznaczać w niedalekiej przyszłości niedobór publicznych pieniędzy na inwestycje.

Czytaj również: Opinia RPO w sprawie projektu ustawy o jawności życia publicznego 

Firmy państwowe i prywatne, bez nowych maszyn i technologii, przy wysokich płacach, kosztach i konieczności odrzucania zamówień od kontrahentów, zaczną tracić rentowność. Przedsiębiorcy obawiają się, że rząd prędzej czy później będzie szukać u nich pieniędzy, zwiększając np. skalę zatrzymywania podatku VAT. Trzymają więc pieniądze na czarną godzinę. Oczywiście to ślepa uliczka dla rozwoju firm, gospodarki i strategii odpowiedzialnego rozwoju.

Potrzeba więcej dialogu z biznesem

Premier zadeklarował w swoim exposé, że najważniejsze dla Polski rozwiązania rząd będzie wypracowywać razem z przedsiębiorcami i związkami zawodowymi w Radzie Dialogu Społecznego. Słusznie, bo choć bez konsultacji łatwiej jest rządzić, to jednak nie na długo. Rozumiemy więc, że wypracowywanie rozwiązań będzie służyć praktycznej odpowiedzi na pytanie „Co i jak dalej?” Zakładamy, że będzie to w pierwszej kolejności odejście od szybkiej ścieżki legislacyjnej w Sejmie, że do każdego rządowego projektu włączona będzie ocena skutków tych regulacji.

Bez poczucia uczestnictwa w stanowieniu prawa biznes będzie się dystansować od głębszych inwestycji. W swoim exposé premier zadeklarował, że czas porzucić podziały „tylko na białych” i „tylko na czerwonych”, że to dla „biało-czerwonych” jego gabinet będzie rządem zjednoczonej Polski. Słusznie! Rozumiemy, że Polski zjednoczonej od Jarosława Kaczyńskiego po Lecha Wałęsę, od Żołnierzy Wyklętych po żołnierzy ludowych. Bo do realizacji, choć części, ciekawej wizjonersko strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju potrzebne jest poczucie uczestnictwa biznesu i mobilizacja społeczna. Przecież to właśnie poczucie i wolność gospodarcza wywołały eksplozję przedsiębiorczości i przyniosły Polsce czterokrotny wzrost gospodarczy.

Czytaj również: Nie róbmy demolki w spółkach

Czas porozmawiać o przyjęciu euro

Biznes oczekuje też, że wspólnie z rządem i związkami zawodowymi podejmie decyzję w sprawie euro. Taki apel wystosowała publicznie 2 stycznia redakcja „Rzeczpospolitej”. Dziś ludzie pytają siebie retorycznie, czy Polska zmierza do polexitu? Powinniśmy raczej spytać, czy nie grozi nam eurexit z Polski? Prezydent Macron zaproponował niedawno, aby integrować Unię tylko wokół państw strefy euro. Przecież kraje spoza niej, m.in. Polska, to potencjał zaledwie 15 proc. PKB całej Unii. Na naszych oczach powstaje dziś nie tyle Unia drugiej prędkości, przeciwko czemu protestujemy, ile druga Unia Europejska. Tego chcemy?

W obecnej perspektywie finansowej Polska zyskała na czysto 60 mld euro. Ale w nadchodzącej nie będziemy już „cudownym dzieckiem” i priorytetem unijnego budżetu będą państwa strefy euro. Oczywiście wiele jest w niej do poprawienia. Łatwiej jest kierować gospodarką własną polityką pieniężną i stopami procentowymi, jak np. w Wielkiej Brytanii. Ale w 1992 r. George Soros – jak pisze noblista Krugman – zaatakował angielskiego funta szterlinga, wpędzając Wielką Brytanię w dramatyczne kłopoty i koszty rzędu 50 mld dol. Osamotnieni w Unii nie podołamy nie tylko konkurencji Chin czy Indii, ale też Grupy Wyszehradzkiej, nie przywołując militarnej potęgi Rosji. Powinniśmy określić datę rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych na rok 2020.

Reasumując: z nowym premierem i rządem biznes wiąże nadzieje i oczekiwania. Trzeba nie tylko bardzo precyzyjnie określić i odpowiedzieć na pytanie „Jak dalej?”, ale wypracowując rozsądny kompromis przełamać za miesiąc impas związany z art. 7 traktatu europejskiego.
Wówczas rząd może liczyć na większe zaangażowanie przedsiębiorców w realizację swoich celów inwestycyjnych, choćby tych ze strategii odpowiedzialnego rozwoju. Pojawi się wtedy realna szansa, że z pozycji 16. gospodarki w Unii Europejskiej (poziom Grecji) wejdziemy na pozycje medalowe.

Autor jest prezesem i założycielem Business Centre Club, przewodniczącym Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC

Patrząc na gospodarkę z lotu ptaka, widać wiele światełek. Wzrost gospodarczy skoczył do 4 proc. PKB, a produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna, konsumpcja indywidualna – średnio o 7,5 proc. Deficyt strukturalny zmniejszył się z zakładanych przez rząd 60 mld zł do 30 mld zł. Wpływy z VAT, CIT i PIT były wyższe łącznie o 52 mld zł. Spodziewane są następne 24 mld zł. ze składek ZUS i NFZ. Nadwyżka budżetowa w lipcu i sierpniu sięgnęła 5 mld zł. Na rządowe programy społeczne, ku zadowoleniu społeczeństwa, przeznaczono 70 mld zł. A Polska nie jest, wbrew pozorom, najhojniejszym państwem. Na cele społeczne przeznaczamy ok. 10 proc. PKB, w liberalnych USA – trzy razy więcej. Rząd może się pochwalić najniższym od 27 lat bezrobociem, a Krajowa Administracja Skarbowa – ograniczeniem szarej strefy o 20 mld zł. Urosły płace w przemyśle i usługach. Rodziny i ubodzy otrzymali silne wzmocnienie finansowe. Rząd ma powody do zadowolenia z tych wyników. A znacząca część społeczeństwa do zadowolenia z pracy rządu.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację