Regulacje rynku mediów – dwa lata bez konkretów

Dwulecie rządu upłynęło w cieniu niekończących się spekulacji na temat rekonstrukcji obecnego gabinetu. Tym niemniej ministrowie zdołali pochwalić się, że w ciągu dwóch lat udało się wprowadzić wiele reform.

Publikacja: 09.01.2018 11:30

Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Cóż, ich celowość i skutki można różnie oceniać, ale fakt, że niektóre z nich wdrożono w szybkim tempie. Zdaniem opozycji – zbyt szybkim, by mogły mieć pozytywne skutki. Jest jednak obszar, w którym dwa lata okazały się zbyt krótkim okresem na przygotowanie i wdrożenie rozwiązań prawnych. To media – prywatne i publiczne.

Dekoncentracja ściśle tajna

PiS zapowiadał w kampanii wyborczej uporządkowanie rynku mediów. Ta złowrogo brzmiąca zapowiedź przybrała w końcu kształt postulatu dekoncentracji rynku. I tyle na razie opinii publicznej o tym projekcie wiadomo. Odpowiednia ustawa miała być najpierw gotowa przed wakacjami, potem – we wrześniu, potem jeszcze – na jesieni. Za oknami jesień w pełnej krasie i ten tajemniczy projekt rzekomo jest gotowy. Przepraszam: nie tyle projekt, co rozwiązanie w kilku wariantach. I będzie ten projekt czy też to rozwiązanie spokojnie spoczywać w ministerialnych biurkach, dopóki nie zapadnie polityczna decyzja.

Czyli w dalszym ciągu wiemy tyle, co dwa lata temu. Że ma być jakaś regulacja, ale nikt nie wie, jaka. Nie wiemy nawet, czy zostaną wprowadzone limity dotyczące udziału w rynku mierzone nakładem prasy, wpływami z reklam czy na przykład ograniczenia tyczące się posiadania przez jednego wydawcę prasy, portali i radia bądź telewizji. Wydawanie mediów to biznes, jak każdy inny, może tylko trudniejszy od innych. A w biznesie niepewność bywa gorsza od złych wiadomości. Wydawcom od dwóch lat towarzyszy właśnie niepewność. Trudno planować rozwój i inwestycje, jeżeli się nie wie, czy za kilka miesięcy biznes trzeba będzie zwinąć.

Można się domyślać, że legislacyjne plany w tym zakresie hamuje przede wszystkim trudność w dostosowaniu politycznych zamiarów do unijnego prawa. Europejskie normy restrykcyjnie strzegą wolności słowa przed zakusami polityków oraz nie dopuszczają do dyskryminacji przedsiębiorców. Dekoncentracja, która miałaby być zasłoną dymną dla wyrugowania zagranicznego kapitału w mediach, z pewnością spotkałaby się z ostrą reakcją Brukseli.

Nawiasem mówiąc, warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się na rynku amerykańskim. Tam Federalna Komisja Łączności – a więc ludzie prezydenta Trumpa – zniosła obowiązujący niemal od pół wieku zakaz koncentracji mediów. Uzasadniono to, całkiem rozsądnie, że w dobie cyfryzacji takie zakazy są archaiczne. Stany idą w odwrotnym kierunku niż Polska. Nasi decydenci zdają się nie dostrzegać, że czytelnictwo prasy spada, a głównym medium staje się Internet.

Dwa lata rozważań

Z tego, że nie powstała nierozsądna ustawa, należy się cieszyć. Nie jest jednak powodem do radości, a raczej do wstydu (dla rządu) fakt, że dwa lata okazały się okresem zbyt krótkim na decyzję o modelu finansowania mediów publicznych. Pozwolą Państwo, że nie będę się tu rozpisywał nad tym, co się w tych mediach obecnie dzieje, bo wystarczy włączyć telewizor. Jednak czy będzie rządził PiS, czy inne ugrupowanie, kwestia znalezienia pieniędzy na Polskie Radio i Telewizję Polską pozostanie. Mało tego, trudno poważnie rozmawiać o jakiejkolwiek strukturalnej reformie tych mediów, jeżeli nie będzie wiadomo, kto i z czego będzie na nie łożył. Nie oszukujmy się – nigdzie w Europie publiczne media, obarczone obowiązkami misyjnymi, same na siebie nie zarobią. Chodzi o to, by nasze, podatników pieniądze były wydawane rozsądnie.

Przez dwa lata Ministerstwo Kultury rozmyśla, czy lepszy byłby abonament, czy należność dopisywana do PIT, a może bezpośrednia dotacja z budżetu państwa? Rozmyślania trwają w najlepsze, a TVP musi brać z budżetu państwa pożyczki, by mieć środki na działalność i na inwestycję. Pożyczki trzeba kiedyś spłacić, a chodzi o, bagatela, setki milionów złotych. Zadziwia mnie, że PiS, który całkowicie przejął kontrolę nad publicznymi mediami, z sadystyczną przyjemnością patrzy, jak media te powoli idą na dno. Skoro w ciągu jednej nocy można było przyjąć niesławnej pamięci ustawy o sądach, to dlaczego przez dwa lata nie można zdecydować się na określony model finansowania radia i telewizji?

Brak decyzyjności PiS, jeżeli chodzi o dekoncentrację rynku mediów, bardziej cieszy, niż martwi. W przypadku finansowania mediów publicznych pokazuje, że rządząca partia chętnie przejęła publiczne media, ale nie kwapi się do przejęcia odpowiedzialności za ich przyszłość.

Cóż, ich celowość i skutki można różnie oceniać, ale fakt, że niektóre z nich wdrożono w szybkim tempie. Zdaniem opozycji – zbyt szybkim, by mogły mieć pozytywne skutki. Jest jednak obszar, w którym dwa lata okazały się zbyt krótkim okresem na przygotowanie i wdrożenie rozwiązań prawnych. To media – prywatne i publiczne.

Dekoncentracja ściśle tajna

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację