Bartkiewicz: Puste szuflady Platformy

Platforma Obywatelska zaczyna sprawiać wrażenie, jakby jej program ograniczał się do dwóch punktów. Punkt pierwszy brzmi: PiS jest zły. Punkt drugi jest równie lapidarny: Donald Tusk.

Publikacja: 11.05.2017 12:36

Bartkiewicz: Puste szuflady Platformy

Foto: Archiwum prywatne

Wprawdzie partyjnych programów nie należy przeceniać, bo w demokracji konkretny program wyborczy, rozpisany na setki stron ma minimalne znaczenie. Znają go zazwyczaj wyłącznie jego autorzy oraz paru politologów i dziennikarzy – a więc, jeśli myśli się o wygraniu wyborów, o kilka milionów osób za mało. W demokracji liczy się jednak wrażenie, że taki program istnieje – poparte kilkoma konkretnymi hasłami. We Francji mówi się, że wyborcy w I turze głosują sercem, a w II turze – głową, ale w rzeczywistości zawsze najważniejsze są emocje, którym jednak – dzięki owym kilku hasłom – można nadać pozór racjonalności.

 

 

 

PiS taki program ma – i nie chodzi o dokument, który punkt po punkcie wskazywałby dokąd maszeruje Jarosław Kaczyński i jego drużyna. Prawo i Sprawiedliwość ma za to łatwe do zrozumienia hasła, którymi definiuje swoje działania. Walka z elitami, likwidacja „kastowych” przywilejów, patriotyzm gospodarczy, wzbogacenie „zwykłych Polaków” (czyli 500plus), bezpieczeństwo (czyli uchodźcy tym milej widziani, im bardziej są na Bliskim Wschodzie; ale i budowa obrony terytorialnej i – przynajmniej liczbowe – powiększanie armii), walka z korupcją. Niezależnie od tego, czy ktoś uważa PiS za samo dobro, czy za czyste zło – każdy na poziomie tych haseł ma jakiś obraz tego, o co PiS-owi chodzi. I wie, że o coś chodzi. Konkrety nie mają tu już tak dużego znaczenia – na poziomie wywieranego wrażenia PiS ma jasny cel.

 

 

Tego celu – zwłaszcza po zaszachowaniu Platformy przez PiS czterema zero-jedynkowymi pytaniami o konkretne działania – wyraźnie brakuje partii Grzegorza Schetyny. PiS, który boleśnie odczuł skutki niechęci Kaczyńskiego do Donalda Tuska, bardzo zręcznie zaprosił PO do bitwy na tym polu. PO zyskiwała ostatnio na negacji PiS, bo powstały ku temu dogodne okoliczności – prestiżowa porażka w UE i chwilowy powrót Donalda Tuska na polityczną scenę. Ale gdy Tusk wrócił do Brukseli, a bitewny kurz po 27:1 opadł – okazało się, że pretendent do tronu jest nagi. A mówiąc precyzyjniej – sprawia takie wrażenie. Odpowiedź na cztery pytania, na które można odpowiedzieć „tak” lub „nie” zajęła PO prawie tydzień. A i tak np. w kwestii uchodźców nie została de facto udzielona. Znamienne jest to, że nawet w temacie 500plus, który – co jest jasne chyba dla każdego – będzie jednym z głównych tematów przyszłej kampanii wyborczej, PO nie zdołała przez ponad rok od jego uruchomienia wypracować stanowiska innego niż: 500plus będzie, ale będzie inaczej. Jak inaczej? No wiecie, rozumiecie, zobaczy się. A poza tym: PiS jest zły.

 

 

Jest mnóstwo tematów, w których PO mogłaby wypowiadać PiS walkę na swoich warunkach: kwota wolna od podatku, którą PiS miał podnosić wszystkim, ale podniósł wybranym i na dodatek nie do tego poziomu, który obiecywał; ułatwienia w prowadzeniu działalności gospodarczej; obniżka podatków, albo chociaż uproszczenie systemu podatkowego. Mogłoby się wydawać, że centrowa i liberalna partia będzie tych tematów szukać, prezentując własną opowieść. Zamiast tego jednak przekaz PO ogranicza się do tego, że nie będzie PiS-u. Ale skoro nie będzie PiS-u, to co będzie? Szuflady opozycji, które powinny być pełne ustaw, wydają się być puste.

 

 

 

 

No tak, będzie Donald Tusk. Były premier zdaje się być jedynym atutem Platformy, który – przy pewnej pomocy podróżującego do Portugalii Ryszarda Petru – pozwolił wygrać PO walkę o rząd dusz w opozycji z Nowoczesną. Ale Tusk jest na razie daleko i nie jest powiedziane czy po czterech latach spędzonych w Brukseli będzie koniecznie chciał kultywować szorstką przyjaźń z Grzegorzem Schetyną.  

 

 

Na razie innych mocnych kart w talii PO nie widać. Negowanie PiS-u niewątpliwie utrzyma przy PO zdyscyplinowany elektorat, dla którego Jarosław Kaczyński jest tożsamy z Jeźdźcem Apokalipsy. Ale ten elektorat głosował już na PO i Nowoczesną w wyborach w 2015 roku – i PiS zdobył większość.

 

 

„Ale przecież PiS jest zły” – utnie temat wyborca PO. „No tak, ale Platforma jest nijaka” – odpowie wyborca niezdecydowany, który w dniu wyborów urządzi sobie grilla.

Wprawdzie partyjnych programów nie należy przeceniać, bo w demokracji konkretny program wyborczy, rozpisany na setki stron ma minimalne znaczenie. Znają go zazwyczaj wyłącznie jego autorzy oraz paru politologów i dziennikarzy – a więc, jeśli myśli się o wygraniu wyborów, o kilka milionów osób za mało. W demokracji liczy się jednak wrażenie, że taki program istnieje – poparte kilkoma konkretnymi hasłami. We Francji mówi się, że wyborcy w I turze głosują sercem, a w II turze – głową, ale w rzeczywistości zawsze najważniejsze są emocje, którym jednak – dzięki owym kilku hasłom – można nadać pozór racjonalności.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli