Platforma robiła próby generalne do blokady mównicy. Odezwała się też Bruksela. Ustami Donalda Tuska pogroziła, że „wątpliwie uchwalony budżet" może zagrozić unijnym dotacjom dla naszego kraju. Ale zniecierpliwieni oczekiwaniem na jakikolwiek kompromis w Sejmie senatorowie PiS zamknęli w końcu jedną z dróg do porozumienia i bez poprawek przegłosowali budżet. A marszałek Stanisław Karczewski błyskawicznie odesłał do prezydenta.

Decyzja Senatu nie zakończyła jednak rozmów w Sejmie. W gabinecie marszałka Kuchcińskiego każda ze stron zapewniała, że jest gotowa na porozumienie, i każda stawiała swoje warunki. I choć kompromisu ostatecznie nie udało się wypracować, to jednak środowy dzień w Sejmie pokazał, że politycy potrafią ze sobą rozmawiać. Nie tylko za pośrednictwem mediów, ale też twarzą w twarz. Nawet wtedy, gdy pod Sejmem pojawiają się „obrońcy demokracji".

Wprawdzie politycy dopiero po prawie miesiącu przepychanek uznali, że tylko dialog może doprowadzić ich do zakończenia sporu, ale ważne, że w końcu to zrozumieli. Daje to nikły cień nadziei na powrót do normalności.

Pokój – pod warunkiem że uda się go wreszcie osiągnąć – nie będzie trwał wiecznie. Lada moment pojawi się zapewne jakieś inne ognisko sporu. Pozostaje jednak nadzieja, że z tej lekcji politycy wszystkich opcji wyciągną przynajmniej jeden wniosek: lepiej rozmawiać merytorycznie, niż w nieskończoność okładać się na oślep sztachetami. Nie chodzi bowiem o interes partyjny, lecz interes Polski.