Stanisław Strasburger po zamachach w Niemczech: Spokój, głupcze!

Czy człowiek, któremu jest dobrze, popełnia samobójstwo? Ludzki wymiar takiej tragedii nie zależy od tego, czy ktoś namówił sprawcę do samobójstwa (a nawet, do pociągnięcia za sobą jak największej liczby ofiar), albo czy za przykład posłużył zabójca-bohater kultury masowej, lub zawiniła choroba psychiczna.

Aktualizacja: 26.07.2016 16:12 Publikacja: 26.07.2016 16:07

Stanisław Strasburger po zamachach w Niemczech: Spokój, głupcze!

Foto: AFP

Tragedie w Monachium czy Ansbach mają wymiar ludzki. To ofiary oraz ich rodziny, to sąsiedzi, którzy siadają wspólnie przed telewizorem, aby komentować aktualne wydarzenia. I wreszcie - to właśnie sprawcy.

Ludzie gotowi na śmierć istnieli i będą istnieć. Społeczeństwo może tworzyć warunki, aby było ich jak najmniej. I poświęcać im tyle uwagi, na ile zasługują. Chyba, że chodzi tu o coś całkiem innego: czy podnieca nas krew na ekranach telewizorów?

Po drugie, jest wymiar polityczny. Niemcy są społeczeństwem wielokulturowym. Nawet jakiś nowy Hitler, choćby zabił miliony, nic by na to nie poradził. Tym bardziej nie poradzą zaciekli politycy i publicyści. Żałuję, że Polska ma ich tak wielu.

Kanclerz Merkel, tak jak niestety większość polityków europejskich, jest dziś zakładnikiem dyskursu o bezpieczeństwie. „Bezpieczeństwo” to większe wydatki na policję, na zbrojenia i na kontrolę. To mniej wolności i mniej demokracji. Czy tajniacy w autobusach i centrach handlowych zapobiegną przemocy? Doświadczenia Libanu i Izraela jasno pokazują: nic z tych rzeczy.

Dopóki „bezpieczeństwo” nie pójdzie w parze z troską o pokój, z uczciwą debatą społeczną i niwelowaniem przyczyn ludzkich decyzji o zabijaniu, będzie tylko gorzej.

Jednocześnie chrześcijańska demokracja, zgrupowana wokół Angeli Merkel, robi to, co stanowi istotę myśli politycznej tej formacji: łączy pobudki moralne (od potrzebujących nie wolno się odwracać) i etatystyczne (aktywna rola państwa). W ten sposób zadaje cios neoliberalnym oponentom i skrajnej lewicy. Obie formacje są przecież sceptyczne wobec silnego państwa.

Jaka jest więc sytuacja w Niemczech na dziś?

Paradoksalnie, AfD, Pegida i wszyscy inni, którzy „wyszli z podziemia” i próbują budować swoją reprezentację polityczną, nie mogą już tylko gołosłownie skandować swoich haseł. Muszą zmierzyć się z wielokulturową rzeczywistości kraju. I co? Poza emocjonalnymi huśtawkami nie mają wiele do zaoferowania. Nawet tym, których niby reprezentują. Natomiast umiarkowanej lewicy nie pozostaje nic innego, niż stanąć ramię w ramię z panią kanclerz – córką pastora. A zatem: Merkel górą.

Konserwatywny tygodnik „Der Spiegel” opisał niedawno kandydatów na nowego prezydenta Niemiec. Wśród nich jest Navid Kermani. Ta propozycja świetnie pokazuję siłę współczesnych, wielokulturowych Niemiec.

Popularny, niemieckojęzyczny pisarz pochodzi z prominentnej, isfahańskiej rodziny. Urodził się w Siegen i jest z wyznania muzułmaninem. W książce „Ungläubiges Staunen. Über das Christentum“ (pl. „Niewierne zdziwienie. Rzecz o chrześcijaństwie”) Kermani poddaje osobistej interpretacji znaną i nieznaną sztukę chrześcijańską. Prowokująca, teatralna inscenizacja tej wielowątkowej, eseistycznej opowieści odbyła się w hamburskim domu publicznym.

Co z tego wynika? Z pewnością nie żadna katastroficzna wizja rodem z Houellebecqa. Współczesne Niemcy są krajem otwartym, którego prezydentem może zostać ceniony literat irańskiego pochodzenia i nie stroniący od artystycznej prowokacji. Szaleńcy z siekierą czy bombą w plecaku tego nie zmienią.

Chciałbym, aby Polska przestała wreszcie folgować mrzonkom, że nasz najważniejszy polityczny i gospodarczy partner stoi na skraju przepaści. Otwórzmy się na to, kim naprawdę jest nasz sąsiad. Umacniajmy z nim dobrą współpracę. Polska też jej potrzebuje.

O autorze:

Stanisław Strasburger jest pisarzem i menadżerem kultury. Zajmuje się wielokulturowością, migracją i pamięcią zbiorową. Jest autorem książek „Opętanie. Liban“ oraz „Handlarz wspomnień”. Mieszka na przemian w Kolonii, Warszawie i Bejrucie.

Tragedie w Monachium czy Ansbach mają wymiar ludzki. To ofiary oraz ich rodziny, to sąsiedzi, którzy siadają wspólnie przed telewizorem, aby komentować aktualne wydarzenia. I wreszcie - to właśnie sprawcy.

Ludzie gotowi na śmierć istnieli i będą istnieć. Społeczeństwo może tworzyć warunki, aby było ich jak najmniej. I poświęcać im tyle uwagi, na ile zasługują. Chyba, że chodzi tu o coś całkiem innego: czy podnieca nas krew na ekranach telewizorów?

Pozostało 85% artykułu
Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli