Rabin najpierw kazał sfrustrowanemu Mosze kupić kozę, żeby standard życia jeszcze mu się pogorszył. A potem kazał sprzedać - by pobożny Żyd odsapnął i jął się radować. Wedle tej samej zasady najpierw Jarosław Kaczyński wprowadził takie przepisy, które w praktyce uniemożliwiały Trybunałowi pracę. A teraz wycofuje kilka z nich, by zmęczeni wojną o TK odetchnęli z ulgą.
Jednak tak jak Mosze od samego zabrania kozy nie zyskał metrażu, tak wykreślenie kilku kontrowersyjnych zapisów ustawy o Trybunale nie jest gwarancją zdroworozsądkowego kompromisu między politykami.
Do tej pory działania Kaczyńskiego w sprawie Trybunału dzieliły się na dwa rodzaje. Strategiczne - czyli wprowadzenie takich przepisów, by uniemożliwić sędziom badanie ustaw autorstwa PiS. Oraz doraźne - które miały łagodzić temperaturę konfliktu, gdy robiło się za gorąco (spotkanie z liderami opozycji, oferta wystawienia kandydata na nowego sędziego TK wraz z PSL, czy też stworzenie w Sejmie zespołu, który ma zbadać możliwość wprowadzenia w życie zaleceń Komisji Weneckiej).
Jak do tej pory jednak doraźne ustępstwa prezesa PiS w niczym nie zmieniały jego celu strategicznego. W tej ustawie też pozostały zapisy, które w praktyce nie pozwolą sędziom oceniać na bieżąco ustaw uchwalanych przez PiS. Chodzi np. o pozostawianie zasady badania przez TK spraw w kolejności ich wpływania. Jako, że Trybunał jest przeciążony, to skargi na obecnie przyjmowane przez PiS ustawy zostaną rozpoznane za ok. 2 lata. A to nie jest realna kontrola władzy przez sąd konstytucyjny.
Jednak ta ustawa ma jedną zasadniczą zaletę - daje szansę na odblokowanie Trybunału i uznawanie przez władzę jego orzeczeń. Jej zapisy pozwolą uznawać TK w obecnym składzie za legalną instytucję, a nie „spotkania kolegów”, zaś jego decyzje za orzeczenia, nie zaś „opinie prywatnych osób”. Co więcej - prezes Kaczyński daje sędziom Trybunału prawo oceny konstytucyjności tej ustawy zaraz po jej wejściu w życie. W przypadku poprzednich przepisów dotyczących TK nie chciał o tym słyszeć, każąc Trybunałowi stosować je bez szemrania. Może Kaczyński zmienił zdanie, a może tylko chce odebrać paliwo opozycji, która na lep Trybunału chce ściągnąć do Warszawy 7 maja dziesiątki tysięcy demonstrantów?