Znaczną część wyśmienitego popytu na mieszkania w Polsce generują osoby, które nie potrzebują dachu nad głową, tylko chcą zarobić. Niskie stopy procentowe powodują, że lokaty bankowe nie są atrakcyjne, a nie wszyscy mają apetyt na takie ryzyko, by pójść z wolną gotówką na giełdę. Klasyczny model inwestowania to zakup mieszkania na wynajem. Jest to przedsięwzięcie długoterminowe, nastawione na osiąganie relatywnie stabilnych wpływów.

Obecny boom mieszkaniowy różni się od szalonej hossy sprzed dekady, kiedy można było szybko zarobić na wzroście wartości mieszkania. Przy dzisiejszych w miarę stabilnych cenach jest to niemożliwe – chyba że... Jest jeszcze możliwość odsprzedaży prawa do budowanego mieszkania, ale to sport dla bardziej zaawansowanych, bo jeśli coś pójdzie nie tak, stawką jest przepadek zadatku (10 proc. wartości lokalu).

– Polacy nie są zainteresowani niskimi, ale stabilnymi zwrotami z relatywnie bezpiecznych źródeł, rzędu kilku procent. I nie chodzi o lokowanie w nieruchomości, tylko ogólnie. Nie jesteśmy tego uczeni. Zyski muszą być szybkie i wysokie, bezpieczeństwo to często sprawa wtórna i potem mamy różne Amber Goldy. Dlatego potrzebna jest ekonomiczna edukacja – mówił mi jeden z szefów firm deweloperskich.

Wielu branżowych graczy pracuje nad utworzeniem instrumentów pozwalających na czerpanie korzyści z najmu dużych portfeli mieszkań. Taka forma lokowania jest również ważnym elementem planu Morawieckiego. Niestety, ostatnio na rynek pojawiły się pogłoski, że z powodu tarcia na linii Adam Glapiński (szef NBP) – premier Morawiecki losy ustawy o polskich REIT-ach (miałaby wejść w życie w styczniu) nie są wcale pewne.