Słowo „polityka" tak zgrzytliwie brzmiące, to przecież w rozumieniu Platona realizacja idei dobra, a według Arystotelesa możliwość osiągnięcia szczęścia. Dla Maxa Webera jest to próba wywarcia wpływu na rządzących przez rządzonych – zakłada umiejętność znalezienia rozwiązania w ramach ich wspólnoty. Polityka architektoniczna to więc poszukiwanie wspólnoty dla państwa i miasta jako obszaru tradycji i jego tożsamości. Już od 2006 r. SARP i Polska Rada Architektury bezskutecznie wnosiły o politykę architektoniczną państwa. Ostatnia prezentacja tej idei w lutym 2018 r. pokazała w gruncie rzeczy bezradność wobec tej potrzeby. A przecież takie polityki w ramach działań rządów powstawały w wielu krajach europejskich, np. w Finlandii, Francji czy Irlandii, tworząc ramy działań instytucji państwa dla budowania poczucia tożsamości, ale i zdolności do konkurowania dla uczestników szeroko rozumianego rynku budowlanego. Bo do tego służyć mają polityki architektoniczne rządu. Ale państwo to też miasta z ich wspólnotą miejsca i tradycji lokalnej kultury, wartością zmieniania się w czasie. Może więc w ramach subsydiarności stwórzmy miejskie polityki architektoniczne. Bo choć mamy ustawy o planowaniu, gospodarce nieruchomościami, krajobrazie czy polityce rozwoju, to nie potrafimy w praktyce życia miejskiego zdefiniować zbioru zasad dla jego dobrej architektury i ładu. A chaos wokół nas powstaje, gdy nie ma wspólnoty celów, zasad i sposobów osiągania formuły ładu w przestrzeni miasta. Zaś miejska polityka architektoniczna to pokazanie, jakie mogą być przestrzenie publiczne, jakie zasady ich kształtowania, ale również jak powinny i mogą być zagospodarowywane obszary wspólne, gdzie dopuścimy reklamy i jakie chcielibyśmy mieć elewacje przy naszych ulicach. A również jak powinno być kształtowane budownictwo mieszkaniowe, co tak ważne dzisiaj, przy nacisku deweloperów i ich możliwości oddziaływania w ramach ustawy mieszkaniowej. To także zobowiązanie do konkursów architektonicznych dla określonych obszarów miasta wraz z publiczną oceną ich rezultatów. To może również opracowanie koncepcji zabudowy w formule propozycji urbanistycznych jako wytycznych do przyszłych planów miejscowych lub dla analiz wykonywanych na potrzeby decyzji o warunkach zabudowy. Może to też właśnie obowiązek poddawania takich analiz konsultacji i ocenie publicznej.

Z pewnością powinna to być promocja wartości przestrzeni miejskiej poprzez ocenę i publiczną dyskusję nad tym, co już zrobione. A więc konkursy na ocenę realizacji tych najlepszych miejsc, które promują poczucie tożsamości miasta, tak jak chociażby konkurs „Rzeczpospolitej" na Twórców Przestrzeni. Ale to również formuła edukacji szkolnej, możliwej przecież w ramach podstawy programowej i aktywności Narodowego Centrum Kultury, Izby Architektów i SARP. To może również swoiste publiczno-zawodowe partnerstwo między organizacjami architektów i inżynierów budownictwa, a lokalnymi społecznościami.

Po przyjęciu przez Radę Miasta taka polityka stałaby się swoistą wytyczną dla organu wykonawczego, gdy wydawane są decyzje o warunkach zabudowy lub gdy przystępuje się do sporządzenia planu miejscowego. Dla inwestorów byłaby informacją, jakie wartości w procesie inwestycyjnym będą wspierane, a jakie będą z pewnością przedmiotem sprzeciwu ze strony władz miejskich.

Może więc warto, aby kwestia polityki architektonicznej pojawiła się w  kampanii wyborczej. Bo przecież polityka architektoniczna naszego miasta to kwestia nie tylko jakości naszego otoczenia w przyszłości, ale to również trwała wartość dla naszych zamierzeń inwestycyjnych, a więc i naszych nieruchomości.