Adaptacja historycznego budynku do współczesnych potrzeb jest bardzo trudna. Na palcach jednej ręki można policzyć galerie handlowe, które powstały w starych obiektach. Takich perełek jak Stary Browar w Poznaniu czy Manufaktura w Łodzi jest niewiele. Podobnie jest w wypadku innych dużych inwestycji realizowanych w historycznych obiektach. I nie zawsze chodzi o wysokie koszty związane z adaptacją, ale o przepisy, które dotyczą zabytków.
Są one bardziej surowe aniżeli w wypadku współczesnych budynków. Z jednej strony to dobrze. O spuściznę trzeba dbać. Z drugiej strony często ta „dbałość" odbywa się kosztem zabytku. Dlaczego?
Ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami przewiduje, że każda ingerencja w historyczny obiekt wymaga zgody konserwatora zabytków. Ma ona charakter czysto uznaniowy, inaczej więc niż przy warunkach zabudowy czy pozwoleniu na budowę. W tych dwóch ostatnich wypadkach decyzje mają charakter związany. Jeżeli inwestycja spełnia warunki przepisów, to urzędnik musi je wydać i tyle.
W wypadku zabytków tak już nie jest. Inwestor może otrzymać zgodę konserwatora, ale nie musi. Tymczasem podejście konserwatorów jest często bardzo zachowawcze. Zdarza się, że nie wyrażają zgody na prace, bez których inwestycje nie mają szans na realizację. W ten sposób chcą chronić walory historyczne budynków, a doprowadzają do tego, że one niszczeją lub przestają istnieć. W tego rodzaju przypadku przydałby się złoty środek. Niestety, w praktyce często jest to niemożliwe.
Ponadto od jesieni ub.r. inwestor może słono zapłacić za zniszczenie zabytku. Wtedy weszły w życie przepisy, które przyznały tymczasową ochronę zabytkom w trakcie postępowania o wpis do rejestru zabytków lub na Listę Skarbów Dziedzictwa. Gdy zabytek jest objęty tymczasową ochroną, obowiązuje zakaz podejmowania czynności, które mogłyby prowadzić do jego uszkodzenia lub zmiany wyglądu. Ma to zapobiegać celowemu niszczeniu, np. wyburzaniu budynków po to, by pozyskać działkę budowlaną pod nową zabudowę. Efekt: nie ma żadnej gwarancji, że konserwator albo społecznik nie zacznie zabiegać o wpis nieruchomości o wątpliwych walorach historycznych, np. z czasów PRL, co zahamuje inwestycję i spowoduje wysokie straty, nawet gdy obiekt nie zostanie wpisany ostatecznie do rejestru.