Rzeczpospolita: Coraz trudniej zachować prywatność w mediach społecznościowych. Nawet kiedy sami jesteśmy uważni, wiele drażliwych informacji wycieka do sieci przez profile naszych znajomych. Czy nadal można bezpiecznie korzystać z mediów społecznościowych?
Włodzimierz Gogołek: Oczywiście. Ale posługiwanie się tym medium wymaga też od nas pewnych kompetencji. Można to porównać z prowadzeniem samochodu: aby to robić, potrzebne jest nam prawo jazdy. Podobnie jest z sieciami społecznościowymi. Żeby sprawnie z nich korzystać, musimy wiedzieć, jakie zagrożenia ze sobą niosą. Nie rozumiem absolutnej ignorancji ze strony decydentów, którzy marginalizują problem bezpieczeństwa w sieci.
Jakich danych nie warto zatem publikować na portalach społecznościowych?
Teoretycznie w ogóle nie powinniśmy niczego przekazywać za pomocą internetu. To oczywiście niemożliwe. Jesteśmy w sieci i nawet nie możemy powiedzieć: „nie podam nazwiska". I tak zostanie odkryte. Takim klasycznym przykładem obnażenia informacyjnego była historia związana z serwisem Amazon. Pewna nastolatka dostała e-mailem bon na wyprawkę dla niemowlęcia. Ojciec dziewczyny oburzył się i poszedł wyjaśnić sprawę. Firma przeprosiła. Kilka dni później mężczyzna dowiedział się, że będzie dziadkiem.
Co stanowi największe zagrożenie?