Ten proces ma sporo różnych wymiarów, ale przede wszystkim świadczy o jednym: wyłącznie wyprzedażowa, outletowa funkcja tego typu placówek przestaje wystarczać. Klienci oczekują czegoś więcej niż tylko sklepów z niższymi niż gdzie indziej cenami. Oczywiście może to oznaczać, że nasz model outletowy się po prostu nie sprawdza, ceny proponowane przez centra wyprzedażowe są za mało atrakcyjne, żeby przyciągnąć wystarczająco dużo ludzi. Dlatego ofertę sklepową trzeba uzupełnić na przykład multipleksem, aby całość od strony biznesowej jakoś się posklejała.

Coś w tym zapewne jest, ale istnieje również druga strona medalu: do napędzenia ruchu w outletach nie wystarczy wyłącznie obecność przecenionego towaru. Dla zaoszczędzenia kilkudziesięciu złotych nie warto jechać na drugi koniec miasta, do galerii handlowej, w której nie ma nic oprócz gorszych lub lepszych sklepów, pozbawionej niekiedy oferty gastronomicznej. Polscy konsumenci – zwłaszcza w większych ośrodkach – zbyt mocno zaczęli cenić swój czas, żeby spędzać go w nudnych centrach handlowych. Ofert na zagospodarowanie tego czasu nie brakuje, a towar w atrakcyjnych cenach można znaleźć również dzięki narzędziu, które znajduje się w zasięgu ręki – internetowi.

Outlety musiały coś z tym zrobić, stąd pomysły na urozmaicenie oferty. W pewnym sensie analogiczną ewolucję przeszły dyskonty, których punktem wyjścia były towary z najniższej półki, w ciągu lat jednak znacznie poszerzyły asortyment. Pytanie jednak, co wyniknie z ewolucji outletów. Czy będą stawały się coraz bardziej normalnymi sklepami z coraz bardziej zwykłymi cenami, czy zachowają swoją „outletową" tożsamość. Sądzę, że bardziej prawdopodobne jest to drugie, pod warunkiem jednak, że zapewnią klientom więcej atrakcji niż tylko niższą cenę.