Orzeczenia NSA, wydane w kilkudziesięciu sprawach, zakończyły ostatecznie głośną sprawę (pisaliśmy o tym 14 grudnia 2016 r. w artykule „Tabory Romów wędrują do Polski") koczowisk we Wrocławiu.
Obecnie, w 20 wyrokach, Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że gdy nie jest znana osoba inwestora, nakaz rozbiórki nielegalnie wybudowanego obiektu, należy kierować do właściciela nieruchomości.
Właścicielem terenów przy ul. Paprotnej i przy ul. Kamieńskiego, które od 2011 r. zaczęły być dzikimi obozowiskami przybyszy narodowości romskiej z Rumunii, jest miasto Wrocław. W 2015 r. udało się, choć nie bez protestów, zlikwidować koczowisko przy ul. Paprotnej. Pozostało obozowisko przy ul. Kamieńskiego, na którym liczba i skład mieszkańców ulegały ciągłym zmianom. Ustawicznie też, z uwagi na stan techniczny i sanitarny, mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska domagali się od władz miejskich jego likwidacji.
Groził pożar i epidemie
Z protokołów Powiatowego Inspektoratu Budowlanego wynika, że znajdowało się tam skupisko 25 bud, skleconych z różnych materiałów drewnopochodnych, powiązanych prowizorycznie i obłożonych zużytymi dywanami. Dopóki miasto nie zaczęło przysyłać cystern z wodą, nie było wody i ubikacji.
Wykonanie rozbiórki wszystkich znajdujących się tu obiektów, które nie nadają się na ludzkie siedziby oraz stwarzają zagrożenie pożarowe i epidemiczne, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego nakazał miastu. Sytuacja władz Wrocławia stała się nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony wisiały nad nim nakazy wykonania rozbiórek, z drugiej skarga Romów w Trybunale Strasburskim na wyburzenie obozowiska przy ul. Paprotnej. Z żądaniami „zastopowania wysiedleń"wystąpiły Amnesty International, Fundacja Helsińska i inne organizacje pozarządowe.