Rzeczpospolita: Polscy inżynierowie zaprojektowali nowy wyścigowy samochód Arrinera Hussarya GT. Gdy słyszy pan „polski samochód wyścigowy", to jaki pojazd staje panu przed oczami?
Zbigniew Kopras: W zasadzie nie mieliśmy polskiego samochodu wyścigowego z prawdziwego zdarzenia. Choć warto przypomnieć, że w latach 50. Ośrodek Badawczo-Rozwojowy w Warszawie skonstruował raka, taki bolid Formuły 3. Próbowano też stworzyć Syrenę Sport – bardzo zaawansowany technicznie samochód. Po raz pierwszy w Europie chciano korzystać z żywic poliestrowych, ale skończyło się na prototypie. W latach 70. myślano o samochodzie wyścigowym na bazie poloneza. Nawet zaprezentowano jego prototyp pod nazwą Ogar na Targach Poznańskich, ale to właściwie tyle...
A ścigano się samochodami fabrycznymi?
Tak, choćby na poznańskim torze organizowany był Targowy Wyścig Samochodowy, w którym startowano praktycznie seryjnymi dużymi fiatami i polonezami. Później na te zawody zaczęły przyjeżdżać także inne samochody z demoludów: łady czy wartburgi. Była też moda na wyścigi małych fiatów – maluchów. W późnych latach 70. przed takimi zawodami trzeba było wręcz robić baraże, bo na torze mieściło się tylko 36 samochodów, a zgłoszonych było kilkakrotnie więcej. Na poznańskie wyścigi łącznie we wszystkich klasach zgłaszano po 400–500 samochodów!
A czym ścigano się w rajdach?