Charlie Watts: Porządny rockendrollowiec

Perkusista wydał właśnie album „Charlie Watts Meets the Danish Radio Big Band". A jesienią zagra ze Stonesami w Europie.

Aktualizacja: 18.05.2017 18:42 Publikacja: 18.05.2017 17:45

Charlie Watts w czasie sesji nagraniowej z Danish Radio Big Band.

Charlie Watts w czasie sesji nagraniowej z Danish Radio Big Band.

Foto: Universal Music

– Gdzie jest mój perkusista? – zapytał Charliego Wattsa przez hotelowy telefon Mick Jagger, głosem zniekształconym przez używki. Rzecz działa się w czasie, kiedy wokalista irytował Stonesów gwiazdorskimi zachowaniami i solową karierą. Była ciemna noc, ale Watts wstał z łóżka, umył się, starannie ogolił, wypastował buty, założył koszulę i garnitur, zawiązał krawat. Elegancko ubrany udał się do pokoju Jaggera, złapał go za bary, potrząsnął i wykrzyknął prosto w twarz: „Nigdy, ale to nigdy, nie śmiej nazywać mnie swoim perkusistą, mój ty wokalisto!".

Jak mówi pikantniejsza relacja, pchnął Micka na fotel i poturbował. Ale na początku Watts nie słynął z mocnego, precyzyjnego uderzenia, tylko ze swingującej gry.

„Charlie doszedł do rhythm and bluesa poprzez koneksje jazzowe" – wspomina Keith Richard w autobiografii „Życie". Od 1962 roku Watts grał ze słynnym Alexisem Cornerem, ojcem londyńskiej sceny bluesowej w Blues Incorporated. Spotkali się w 1961 roku, ale bębniarz miał już zaplanowany wyjazd do Danii, choć nie mógł jeszcze wiedzieć, że zaowocuje on wydaną teraz płytą. Corner był pod wrażeniem gry Wattsa, dlatego umówili się na wspólną grę po powrocie Charliego z duńskich saksów.

Nie od początku było oczywiste, że Watts dołączy do Stonesów.

– Byli kompletnymi outsiderami - wspominał. – Nikt nie chciał słuchać na temat ich świetnego brzmienia, bo patrzono na nich jak na bandę długowłosych świrów.

W notatkach z początków zespołu Keith napisał, że Charlie dobrze swinguje, ale chce by uderzał mocniej.

Po latach Keith mówił, że Watts gra w stylu czarnych perkusistów z kręgu Motown. Wtedy padło pamiętne stwierdzenie: „Charlie Watts pod względem muzycznym zawsze był dla mnie jak łóżko, w którym chciałem się wyspać, więc niemożliwe jest znalezienie gdziekolwiek recenzji, twierdzącej, że powinien skorygować swoje brzmienie".

Z wykształcenia Charlie Watts jest grafikiem. Nawet kiedy dołączył do zespołu w 1963 roku, zajmował się oprawą plastyczną okładek, w tym „Beetwen the Buttons".

Razem z Jaggerem opracował też scenografię koncertów w 1975 roku opartych na kwiecie lotosu. Odpowiadał za projekty kolejnych tournée, poczynając od 1990 roku i słynnego „Steel Wheels/Urban Jungle". Wyznał ponadto, że ma obsesję szkicowania każdego pokoju hotelowego, w jakim przebywał.

Ojciec Charliego był kierowcą ciężarówki, a w domu się nie przelewało. Liczne domy w Wembley, gdzie mieszkali, zostały zbombardowane, dlatego jak wiele angielskich rodzin przeprowadzili się do mieszkania z prefabrykatów, azbestu i falowanej blachy. Przyjacielem z dzieciństwa jest Dave Green, kontrabasista, który w 1991 roku stał się członkiem założycielem jazzowego kwintetu Wattsa.

Green wspominał potem, że miał wiele jazzowych płyt, ale jego kolekcja nie mogła się równać z kolekcją Wattsa, który uwielbiał Charliego Parkera. Tak bardzo, że po latach latach dedykował mu komiks.

Banjo porzucone

Zanim zaczął grać na perkusji, zainteresował się banjo.

– Nie spodobało mi się jednak i wolałem grać na perkusji, szurając szczotkami po talerzach – wspominał. Początek był taki, że odwróciłem banjo do góry nogami, i to był mój pierwszy werbel.

Jest najgrzeczniejszym ze Stonesów. Swoją żonę Shirley poślubił w 1964 roku. W dokumencie z 1972 roku można zobaczyć, że gdy jego koledzy zabawiali się w klubie „Playboya", on grzecznie wybrał salon gier.

– Moje życie nigdy nie było zgodne ze stereotypem rockandrollowca – powiedział. Kiedy miał dość oganiania się od natrętnych adoratorek, postanowił zmylić ich uwagę, zapuszczając brodę. Nie ustrzegł się jednak przed używkami i to one doprowadziły go na skraj przepaści.

W 1986 roku pokonał złe przyzwyczajenie i oznajmił, że wygrał z przejawami kryzysu wieku średniego. To wtedy stał się mężczyzną wytwornym.

Watts potrafił całe dnie spędzać u najlepszych londyńskich krawców przy Savile Row, zastanawiając się nad wyborem tkanin i guzików. „Vanity Fair" zaliczył go do grona najlepiej ubranych mężczyzna na świecie.

Trudne chwile przyszły w 2004 roku, kiedy u perkusisty wykryto raka krtani. Keith i Mick mieli dylemat, czy przerwać nagrania. Ostatecznie zapadła decyzja, żeby kontynuować sesję „A Bigger Bang" i wysłać taśmy Wattsowi, by miał czym zająć głowę.

Z żoną dzieli pasję do koni arabskich, czemu do czasu politycznych zmian w polskich stadninach, zawdzięczaliśmy wizyty na licytacjach w Janowie Podlaskim.

Miałem okazję przekonać się, jak skromną i życzliwą stanowią parę. Kiedy poprosiłem perkusistę o wspólne zdjęcie na Heathrow, najpierw spotkała mnie odmowa. Potem zaś pani Shirley odnalazła mnie w innym terminalu, wytłumaczyła, że osobiście nie lubi się fotografować i zaprowadziła do męża, pokonując setki metrów.

Najnowszy znakomity, nagrany z oddechem, swingujący album jest już dziesiątą solową pozycją Wattsa.

Grafik na saksach

To powrót do czasów, gdy pracował w Danii jako grafik, wieczorami wykonując w klubach jazz i bluesa.

– Choć gram z Charliem parę ładnych lat, nic nie wiedziałem o jego duńskim epizodzie – powiedział Gerard Presencer, wybitny brytyjski trębacz, który na płycie zagrał wspaniałe solo w „You Can't Always Get What You Want". Gdy jednak w 2009 roku dostałem pracę w Big Bandzie Duńskiego Radia, Charlie opowiedział mi o czasie spędzonym w Kopenhadze. Stwierdziłem, że mógłby tu wrócić po ponad 50 latach, aby ponownie grać jazz.

Muzycy ustalili więc, że zrealizują swój pomysł w październiku 2010 roku. Koncert został nagrany w kopenhaskiej Narodowej Sali Koncertowej przez Duńskie Radio.

Warto było czekać na nagrania. Na pewno umilą kolejne oczekiwanie fanów – na jesienne koncerty Rolling Stonesów, które rozpoczną się 9 września w Hamburgu. Niestety, Polski nie ma tym razem w planach.

– Gdzie jest mój perkusista? – zapytał Charliego Wattsa przez hotelowy telefon Mick Jagger, głosem zniekształconym przez używki. Rzecz działa się w czasie, kiedy wokalista irytował Stonesów gwiazdorskimi zachowaniami i solową karierą. Była ciemna noc, ale Watts wstał z łóżka, umył się, starannie ogolił, wypastował buty, założył koszulę i garnitur, zawiązał krawat. Elegancko ubrany udał się do pokoju Jaggera, złapał go za bary, potrząsnął i wykrzyknął prosto w twarz: „Nigdy, ale to nigdy, nie śmiej nazywać mnie swoim perkusistą, mój ty wokalisto!".

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone