"Femme fatale": Nieznane losy Cyganki

Choreograf-rezydent Opery Wrocławskiej w spektaklu „Femme fatale" pokaże dzieciństwo Carmen.

Aktualizacja: 16.03.2017 22:09 Publikacja: 16.03.2017 16:39

"Femme fatale": Nieznane losy Cyganki

Foto: materiały prasowe

Dlaczego pierwsza część szykowanej premiery nosi nazwę „El amor brujo", a zrezygnował pan z popularnego w Polsce tytułu kompozycji Manuela de Falli „Czarodziejska miłość"?

Jacek Tyski: Bo tak naprawdę miłość, o której opowiada mój spektakl, nie jest wcale czarodziejska, lecz zdecydowanie bardziej gwałtowna.

Cały wieczór, który uzupełni „Carmen – Suita" otrzymał zaś tytuł „Femme fatale". Obie części łączy postać kobiety fatalnej czy także hiszpański koloryt i muzyka?

Bohaterką jest kobieta. Z „El amor brujo" postanowiłem zrobić opowieść o dzieciństwie Carmen, kim musiała być wtedy i dlaczego stała się taką, jaką znamy ją w jej dorosłym życiu. Chciałbym pokazać matkę Carmen, relację z córką, nieudane dzieciństwo tej dziewczyny, śmierć ojca zabitego przez kochanków jego żony.

Dość daleko odszedł pan od oryginalnego baletowego libretta Gregoria Martineza Sierry.

Proponuję własną interpretację losów Carmen. Chcę, żeby oba akty spektaklu tworzyły portret mojej bohaterki. Muszę zresztą przyznać, że podobny pomysł zaczął kiełkować w mojej głowie, gdy w 2013 roku po raz pierwszy robiłem „Carmen – Suitę" z zespołem Opery na Zamku w Szczecinie. Wrócił teraz, kiedy zaczął konkretyzować się zamysł premiery we Wrocławiu.

Czy rozbudowa opowieści o Carmen spowodowała też, że w przypadku baletu do muzyki Rodiona Szczedrina widz nie otrzyma prostego przeniesienia pańskiej choreografii ze Szczecina?

Tamten spektakl jest dla mnie zamkniętą historią, ale też wieloznaczną, otwartą formą. Zaczyna się przyby-ciem żołnierzy, kończy ich odejściem. To zatem jakiś fragment życia, czyichś losów, które miały swój początek, mogą też powtórzyć się po raz kolejny.

Oba balety obrosły legendą. „Carmen – Suita" związana jest z nazwiskiem Mai Plisieckiej, potem z wersją szwedzkiego choreografa Matsa Eka. „El amor brujo" to choćby niezwykły film Carlosa Saury z choreografią Antonio Gadesa. Takie były też pańskie inspiracje?

Przed rozpoczęciem pracy starałem się dowiedzieć, jak najwięcej o historii obu baletów. Zwłaszcza w przypadku „Carmen – Suity" jest ona bogata, stosunkowo niedawno jej premiera odbyła się w Compania Nacional de Danza w Madrycie. Jestem dumny, że miałem odwagę zmierzyć się z nią już w 2013 roku. Ale kiedy mam zacząć próby z tancerzami, nie wracam do niczego, co było przedtem, co stworzyli inni, wyłącznie słucham muzyki i ona mnie prowadzi.

Pan tańczył w madryckim Compania Nacional de Danza. Doświadczenia hiszpańskie wpływały teraz na kształt choreograficzny wrocławskiego spektaklu?

Oczywiście. W „El amor brujo" Manuel de Falla wprowadził przecież hiszpańskie pieśni i ja je rozumiem, bo mówię po hiszpańsku niemal jak po polsku. Gdy tam pracowałem, nie brano mnie za cudzoziemca, ale pytano, z jakiej prowincji pochodzę. Kiedy zna się język danego kraju, inaczej słucha się muzyki tam stworzonej.

Ale jeśli chodzi o sam taniec? Będzie on prawdziwie hiszpański?

Powiem tylko tyle, że w kilku momentach będzie można zobaczyć elementy flamenco.

Miał pan okazję tańczyć flamenco?

Nie, ale często obserwowałem próby zespołu flamenco, który ma siedzibę w Madrycie. Kilka charakterystycznych gestów, kilka odniesień zastosowałem teraz, nie chciałem jednak tworzyć spektaklu typowo hiszpańskiego, ta historia ma walor zdecydowanie bardziej uniwersalny. To, co pokazuję, może zdarzyć się w różnych miejscach i w różnych czasach, a jej bohaterką nie musi być tylko i wyłącznie Carmen. Zresztą muzyka obu utworów jedynie w pewien sposób odnosi się do hiszpańskiej tradycji, jest w niej wiele współczesnych motywów.

Jak się pracuje z wrocławskim zespołem? Tancerze robią postępy?

Ogromne, choć czasami są bardzo zmęczeni. Nadal jednak mają ogromne pokłady energii, słuchają uwag, chcą poznawać różne rzeczy. Zespół Opery Wrocławskiej pracował co prawda z rozmaitymi choreografami, ale oni z reguły przyjeżdżali na krótko. Ja jestem od kilku miesięcy na stałe, prowadzę także inne próby, jestem nie tylko choreografem, ale i pedagogiem. Uwielbiam pracę z ludźmi, bo to mnie samemu daje mnóstwo nowych doświadczeń.

I za miesiąc pokaże pan wrocławskiej publiczności kolejną premierę, „Requiem" Mozarta.

Już zaczęliśmy próby. To będzie zupełnie inny spektakl. Pojawi się w nim na przykład taniec na pointach.

Można w tym samym czasie tworzyć tak odmienne choreografie?

Uwielbiam różnorodność. Zdecydowanie trudniej jest mi się skoncentrować tylko na jednej rzeczy.

Dlaczego pierwsza część szykowanej premiery nosi nazwę „El amor brujo", a zrezygnował pan z popularnego w Polsce tytułu kompozycji Manuela de Falli „Czarodziejska miłość"?

Jacek Tyski: Bo tak naprawdę miłość, o której opowiada mój spektakl, nie jest wcale czarodziejska, lecz zdecydowanie bardziej gwałtowna.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone