Samochody na prąd na razie mają pod górkę

Brakuje infrastruktury i administracyjnych zachęt, by znacząco zwiększyć popyt na elektryczne auta.

Aktualizacja: 17.05.2018 21:52 Publikacja: 17.05.2018 21:31

Samochody na prąd na razie mają pod górkę

Foto: Adobe Stock

Elektromobilność jako koło zamachowe polskiej gospodarki, milion samochodów elektrycznych na polskich drogach w 2025 roku, produkcja własnych pojazdów napędzanych prądem – to jedne z priorytetów gospodarczych polskiego rządu.

Jego plany mają się wpisywać w globalny trend rozwijania elektromobilności. Stawiają na nią rządy najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów i czołowi producenci samochodów.

Na razie jednak zainteresowanie kupnem samochodu elektrycznego w Polsce jest niewielkie, brakuje infrastruktury, nie ma także administracyjnych zachęt mogących stymulować rozwój tej części rynku. M.in. o tym, jak zmienić tę sytuację, będą dyskutować uczestnicy Kongresu Impact'18, który odbędzie się 13 i 14 czerwca w Krakowie.

Czas na zachęty

Według Instytutu Samar w ub. roku zarejestrowano 442 samochody na prąd. To zaledwie promil sprzedaży nowych samochodów osobowych. Co prawda statystyki wskazują, że sprzedaż szybko rośnie, ale odnoszona jest do bardzo niskiej bazy. – W I kwartale polscy nabywcy kupili niecałe 2 tys. aut elektrycznych i hybryd plug-in. Dla porównania, w Norwegii tylko w marcu sprzedano ich ponad 8 tys., a co drugi samochód z norweskiego salonu był autem elektrycznym lub hybrydowym z możliwością zewnętrznego ładowania – mówi Paweł Gos, prezes firmy Exact Systems zajmującej się kontrolą jakości w branży samochodowej.

Auta czysto elektryczne kupują przede wszystkim firmy i to głównie ze względów wizerunkowych. Jeśli przyjąć kryterium ekonomiczne, zakup przy obecnych cenach i ograniczonych możliwościach użytkowania nie opłaca się. Z wyliczeń Europejskiego Funduszu Leasingowego (EFL) wynika, że koszt użytkowania auta elektrycznego przez trzy lata jest aż o 45 proc. wyższy niż w przypadku pojazdu z silnikiem spalinowym. – Wizja miliona aut elektrycznych jeżdżących po polskich drogach już w 2025 roku może okazać się nierealna bez rozbudowanego systemu zachęt. Tym bardziej jeśli elektromobilnością nie zaciekawimy przedsiębiorców, którzy w Polsce odpowiadają średnio za 2/3 rynku sprzedaży nowych samochodów osobowych – uważa Radosław Kuczyński, prezes EFL.

Jednym z pomysłów rządu są dopłaty do aut elektrycznych wzorem istniejących w krajach zachodnich. Jak mówił niedawno w Sejmie minister energii Krzysztof Tchórzewski, dopłaty mogłyby obowiązywać już w przyszłym roku i wynieść do 25 tys. zł.

Jak pokonać bariery

Według badania zrealizowanego przez Carefleet sektor małych i średnich przedsiębiorstw podchodzi do samochodów z napędami alternatywnymi z bardzo dużym dystansem. Aż dziewięciu na dziesięciu ankietowanych deklaruje, że nie zamierza kupować tego typu pojazdu w najbliższym czasie.

Podobne opory mają przedsiębiorcy za granicą. Z raportu KPMG przeprowadzonego wśród 900 przedstawicieli kadry zarządzającej, prezesów, dyrektorów, członków zarządów oraz menedżerów wynika, że w opinii ponad połowy z nich (55 proc.) rewolucja elektromobilności ostatecznie zakończy się porażką z uwagi na ograniczenia w dostępie do odpowiedniej infrastruktury ładowania. Według Mirosława Michny, partnera w dziale doradztwa podatkowego i szefa zespołu doradców dla branży motoryzacyjnej w KPMG w Polsce, okolicznością wskazującą na wybór samochodu elektrycznego poza jego niskoemisyjnością jest bowiem cena: musi on być tańszy, a przynajmniej w cenie zbliżonej do samochodu z napędem konwencjonalnym. – Dodatkowo istotna jest jego funkcjonalność związana z zasięgiem i łatwością użytkowania przynajmniej na poziomie zbliżonym do samochodów z silnikami spalinowymi – uważa Michna. Oba te warunki nie są na razie spełnione.

Kluczową barierą jest obok ceny brak infrastruktury. Unijna dyrektywa 2014/94/UE nakłada na wszystkie państwa członkowskie obowiązek utworzenia sieci ogólnodostępnych punktów wyposażonych w ładowarki. Docelowo w ramach dużych aglomeracji mają powstać sieci takich stacji, a ich liczba będzie uzależniona od liczby mieszkańców oraz zarejestrowanych samochodów. Jednak na razie ładowanie aut na prąd możliwe jest głównie w wyposażonych w odpowiednie stanowiska dużych centrach handlowych lub niektórych stacjach paliw.

W odróżnieniu od segmentu elektrycznych aut osobowych szanse na szybszy rozwój ma w Polsce elektryczny transport publiczny. Coraz więcej miast decyduje się na zamówienie elektrycznych autobusów. Choć są dwa razy droższe od konwencjonalnych, to ich zakupy mocno dofinansowuje Unia Europejska. W rezultacie obecny rok przyniesie znaczące powiększenie bezemisyjnych flot. Nie tylko w dużych miastach, ale także w tych mniejszych.

Szansa dla miast

Ekologiczny miejski tabor szczególnie szybko rozbudowuje Warszawa. W końcu ubiegłego roku po stołecznych ulicach jeździło 21 autobusów elektrycznych. Ale to dopiero początek elektromobilności w stolicy: jak podaje branżowy serwis Infobus, w trakcie realizacji są zamówienia na 140 pojazdów na prąd. – Miejskie Zakłady Autobusowe w najbliższych latach będą kupowały wyłącznie tabor gazowy i elektryczny – zapowiada Renata Kaznowska, wiceprezydent Warszawy. Do końca 2020 roku takich ekologicznych autobusów pojawi się aż 250, a pierwszych dziesięć z nich już wiosną tego roku. Będą to elektryczne Solarisy Urbino 12 nowej, czwartej generacji, które obsłużą reprezentacyjny Trakt Królewski.

Elektrycznych autobusów będzie szybko przybywać także w Krakowie. Obecnie miasto jest liderem w liczbie takich pojazdów. Korzysta z 26 elektrobusów, co w zestawieniu z 566 jeżdżącymi po mieście pojazdami stanowi na razie 4,6 proc. taboru. Ale te proporcje zmieni podpisane w 2017 r. porozumienie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Jego celem jest współpraca przy opracowaniu, przetestowaniu, wdrożeniu i sprzedaży nowych, innowacyjnych rozwiązań w obszarze bezemisyjnego transportu publicznego. – Porozumienie daje Miejskiemu Przedsiębiorstwu Komunikacyjnemu w Krakowie możliwość zakupu do 161 nowych autobusów elektrycznych, w tym do 100 autobusów przegubowych – zapowiada Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa. Dostawa nowych autobusów elektrycznych została zaplanowana na lata 2019–2021.

Jeden z największych kontraktów na elektryczne autobusy podpisała Zielona Góra. Przetarg na dostawę 47 pojazdów o długości 12 metrów wygrał Ursus. Wartość kontraktu to 96,5 mln zł. Pierwsze autobusy zostaną dostarczone miastu z początkiem lipca 2018 r. Cała flota ma się znaleźć na ulicach Zielonej Góry do końca listopada. Po zrealizowaniu tego zakupu ok. 60 proc. zielonogórskiego taboru będą stanowić pojazdy na prąd. Duże zakupy takich autobusów szykuje też Jaworzno. Miasto ma już 23 elektrobusy, które kursują po mieście i obsługują trasy ponadlokalne. – Już wkrótce do Jaworzna trafi kolejnych 20 takich pojazdów. Dzięki temu w 2020 roku aż 80 proc. floty jaworznickiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej stanowić będą elektryki – zapowiada Paweł Silbert, prezydent Jaworzna. Elektryczne autobusy zamawia także Inowrocław, przetarg na dostawę dwóch elektrobusów ogłosiła gmina Głowno, podobne postępowanie prowadzi Komunikacja Miejska Łomianki, sześć nowych elektrobusów chce zamówić Ostrów Wielkopolski.

Ale trzeba pamiętać, że wykreowanie popytu na elektryczne autobusy jest zasługą unijnych dopłat. Gdy się skończą, liczba chętnych może się gwałtownie zmniejszyć. Cena takiego pojazdu jest dwukrotnie wyższa niż w przypadku standardowego napędu spalinowego.

Fabryki pod prądem

Rząd zakłada, że elektryfikacja transportu publicznego przyczyni się do rozwoju sektorów gospodarki angażujących się w elektromobilność. Ministerstwo Energii ocenia, że uda się w Polsce zbudować rynek autobusów elektrycznych o wartości ok. 2,5 mld zł rocznie, który miałby dostarczyć ok. 5 tys. nowych miejsc pracy.

Kluczowe znaczenie miałoby wykorzystanie doświadczeń polskich producentów. Polska należy do liderów w produkcji autobusów elektrycznych, a elektrobus produkowany przez Solarisa został laureatem prestiżowego konkursu „Bus of the Year 2017". Jednak problemem może się okazać brak doświadczenia polskich poddostawców, a także zbyt krótki jak na rządowe założenia czas na dostosowanie linii produkcyjnych w istniejących zakładach. Według raportu Motobarometr 2017, przygotowanego przez Exact Systems na podstawie badania 200 firm, jedynie 8 proc. ich przedstawicieli jest zdania, iż realizacja rządowego programu zwiększy konkurencyjność polskiego przemysłu samochodowego, a tylko 11 proc. wierzy w rozwój innowacyjnej gałęzi produkcji motoryzacyjnej. Za główne korzyści uważa się natomiast powstanie nowych zakładów produkcyjnych oraz zwiększenie zamówień na części i akcesoria do pojazdów elektrycznych w istniejących fabrykach.

Rozwój elektromobilności ma przyspieszać redukcję kosztów produkcji najważniejszego komponentu pojazdów na prąd – baterii. Według analiz EY nowe technologie produkcji baterii Li-ion z jednej strony spowodują spadek ceny, z drugiej odpowiedzą na oczekiwania użytkowników – pozwolą na swobodne przejechanie 600 km na jednym ładowaniu. Ale i tu pojawia się problem: według raportu A.T. Kearney i Energy Transition Institute „Battery Electric Vehicles 2018" baterie samochodów elektrycznych opierają się na szerokiej gamie surowców ziem rzadkich – od litu przez nikiel po kobalt. – Producenci baterii zmagają się z zabezpieczeniem dostaw tych kluczowych składników, a światowy popyt już dawno przewyższył podaż – zauważa Marcin Moczyróg z A.T. Kearney.

Elektromobilność jako koło zamachowe polskiej gospodarki, milion samochodów elektrycznych na polskich drogach w 2025 roku, produkcja własnych pojazdów napędzanych prądem – to jedne z priorytetów gospodarczych polskiego rządu.

Jego plany mają się wpisywać w globalny trend rozwijania elektromobilności. Stawiają na nią rządy najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów i czołowi producenci samochodów.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Rewolucyjny lek na odchudzenie Ozempic może być tańszy i kosztować nawet 20 zł
Biznes
Igor Lewenberg, właściciel Makrochemu: Niesłusznie objęto nas sankcjami
Biznes
Wojna rozpędziła zbrojeniówkę
Biznes
Standaryzacja raportowania pozafinansowego, czyli duże wyzwanie dla firm
Biznes
Lego mówi kalifornijskiej policji „dość”. Poszło o zdjęcia przestępców