Plan Morawieckiego ostatnią szansą na sensowną reformę emerytur

Wydaje się, że najbliższe kilka lat wyznaczają rzeczywistą granicę i ostatni moment na sensowne zreformowanie systemu emerytalnego

Publikacja: 25.08.2016 11:15

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Krzysztof Nowak, członek zarządu Mercer Polska

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Analizując dane demograficzne, kierunek zmian w światowych systemach emerytalnych oraz obecny stan polskiego systemu emerytalnego „udanie zreformowanego" przez poprzednie ekipy rządowe wydaje się, że najbliższe kilka lat wyznaczają rzeczywistą granicę i ostatni moment na sensowne zreformowanie systemu emerytalnego.

Jeżeli nie zrobimy tego dzisiaj, to za kilkanaście lat nie będziemy już mieli szansy na wygranie pojedynku, w którym stawką będą finanse państwa oraz niskie emerytury Polaków. Jeżeli ktoś uważa, że oba te zagrożenia nie są dla niego istotne to niech wyobrazi sobie sytuację, w której minister finansów ma dylemat czy, czy przeznaczyć środki na służbę zdrowia, pensje urzędników, wojsko, czy może jednak po raz „nasty" pokryć deficyt ZUS. Z drugiej strony proszę sobie wyobrazić gospodarkę, w której ogromna grupa społeczna – emeryci nie mają wystarczających środków, aby „normalnie" funkcjonować, w tym odgrywać rolę istotnego konsumenta dóbr i usług wytwarzanych przez gospodarkę?

Oczywiście wciąż możemy – co nadal deklaruje część Polaków w sondażach – liczyć, że przyszłe emerytury (wypłacane w pełni przez ZUS) będą wyższe niż prognozowane 40-50 proc. ostatnich zarobków. Wierzący w cuda mogą tak uważać, jednak matematyka i znajomość zasad funkcjonowania systemów emerytalnych wiary tej w żaden sposób nie wspierają. Znany nam model ubezpieczeń społecznych, w którym świadczenia emerytalne finansuje się ze składek pracujących, co więcej w sytuacji skrócenia wieku emerytalnego (planowanego przez rząd) nie zapewni Polsce stabilności.

Z tej perspektywy przedstawiona kilkanaście tygodni temu „Strategia Odpowiedzialnego Rozwoju" Wicepremiera Morawieckiego jest w moim przekonaniu ostatnią szansą na sensowną zmianę systemu emerytalnego. Zdaję sobie sprawę, że wspierając pomysł wprowadzenia dodatkowej, obowiązkowej składki emerytalnej zarówno dla pracodawców jak i pracowników narażam się na zarzut wspierania „autorytarnych" i nieliberalnych metod zarządzania gospodarką. I co oczywiste tak właśnie jest. Trudno zaliczyć pomysł obciążenia pracodawców dodatkowymi kosztami (nawet jeżeli rząd szacuje ich rzeczywistą wysokość na ok. 1,5 proc. funduszu płac), czy dalej likwidację OFE oraz w końcu obowiązkowy udział i 2 proc. składkę płatną przez pracowników za rozwiązania zgodne z zasadami XIX wiecznej (a może i nawet XX wiecznej) liberalnej ekonomii. Ale czy istnieją i co ważniejsze możliwe są do zastosowania inne rozwiązania? Według mnie alternatyw nie ma. Nie jest nią z pewnością pomysł, aby każdy z nas indywidualnie zabezpieczył swoją przyszłą emeryturę.

Przykłady krajów, w których tak się dzieje są niezwykle wymowne; wymieńmy dla przykładu Chiny i pracowników funkcjonujących poza wielkim przemysłem, biedne kraje Azji, czy historycznie większą część Ameryki Południowej. Nawet w tym ostatnim przypadku nie spotkamy się już dzisiaj z tak „defensywnie" pojmowaną rolą Państwa; większość krajów tego regionu również zreformowała w ostatnich latach swoje systemy emerytalne, czego przykładem (nie zawsze słusznie krytykowanym) jest Chile. To może w takim razie skorzystać z działającego już w kilku krajach modelu emerytury obywatelskiej, równej dla wszystkich? To już lepszy pomysł, ale pamiętajmy jedynie, że kraje, które go wprowadziły jednocześnie silnie rozbudowały (w właściwie najczęściej już wcześniej posiadały) system kapitałowy. W efekcie państwowa emerytura obywatelska stanowi tam jedynie uzupełnienie emerytury, rzadko będąc wyłącznym, czy głównym elementem świadczenia emerytalnego.

W tym miejscu najwyższy czas, by przypomnieć na czym polegać ma projektowana przez rząd reforma systemu emerytalnego. Po pierwsze stanowić ma ją ostateczne zlikwidowanie OFE i przekazanie 75 proc. zgromadzonych w funduszach środków na Indywidualne Konta Emerytalne (IKE). Jak rozumiem, IKE zostaną założone wszystkim Polakom (przede wszystkim tym, którzy ich dzisiaj nie mają) i w ten sposób nastąpi prosty „transfer" środków z naszych indywidualnych kont w OFE na indywidualne IKE. Szkoda, ale o ile oznacza to rzeczywiste „przeniesienie" własności tych środków i koniec z dyskusją „do kogo należą środki w OFE" to wydaje się, że w obecnej sytuacji to chyba nienajgorszy pomysł. Martwi oczywiście przekazanie pozostałych 25 proc. środków do Funduszu Rezerwy Demograficznej, nawet jeżeli mówi się, że zostaną one zarejestrowane na naszych indywidualnych kontach w ZUS. Dotychczasowa praktyka funkcjonowania Funduszu potwierdza, że nie będą one tam „bezpieczne" i pewnie przyjąć należy, że ten lub kolejny rząd znajdzie dla tych środków „znacznie lepsze przeznaczenie". Drugim, zdecydowanie ważniejszym punktem programu rządu jest wprowadzenie powszechnych zakładowych programów emerytalnych z quasi obowiązkowym udziałem pracowników oraz z dodatkowym kosztem dla pracodawców (minimum 2 proc., w praktyce szacowanym przez rząd na 1,5 proc.), a przy okazji z obowiązkową składką pracowników (nie mniej niż 2 proc.). W swoim programie wicepremier Morawiecki proponuje również uproszczenie zasad na jakich funkcjonują obecnie znane nam już produkty emerytalne, czyli IKE, IKZE i PPE. Ostatnią z większych zmian jest zamiar powierzenia ZUS-owi roli „centralnego" agenta transferowego, który przechowywać i udostępniać będzie wszystkim Polakom informację o środkach gromadzonych w systemie emerytalnym. W program wpisano kilka dodatkowych elementów, mających zachęcać do długoterminowego oszczędzania, ale wydaje się, że wskazane powyżej stanowią jego fundament.

Lektura znanych publicznie dokumentów oraz zapowiedzi autorów programu już teraz pozwalają uznać ten program za bezsprzecznie największą próbę reformowania systemu ubezpieczeń społecznych po 1989 roku. Z perspektywy planowanych zmian, wprowadzenie w 1999 roku otwartych funduszy emerytalnych i pracowniczych PPE, czy późniejsze ustawy o IKE i IKZE to istotne, ale mimo wszystko zmiany o znacznie mniejszym stopniu złożoności, a co ważniejsze o mniejszym (potencjalnie) wpływie na gospodarkę oraz przyszłe finanse Polaków. W tym kontekście trudno zrozumieć ciszę jaka zapanowała po ogłoszeniu programu. Przypomnę jedynie, że w dniu publikacji i w kilku kolejnych dniach ukazało się jedynie kilka standardowo „krytycznych" opinii, natomiast nie znalazły one później żadnej kompleksowej odpowiedzi ze strony ekipy Wicepremiera Morawieckiego.

Dobrze, że do dyskusji włączył się jeden z kluczowych uczestników procesu, czyli sektor instytucji finansowych – bez wątpienia sukces programu może (choć wcale nie musi) oznaczać istotne zyski dla funduszy inwestycyjnych, banków, i co najciekawsze pewnie również dla towarzystw emerytalnych zarządzających OFE (których likwidację przewiduje program).

Instytucje te w sposób naturalny będą zainteresowane sukcesem programu i to dobry wniosek. Rząd wydaje się być tego świadom, podobnie jak roli, jaką może i powinien odegrać w obszarze kontroli i nadzoru. Już na obecnym etapie w zasady programu wpisano szereg rozwiązań i zasad, które mają chronić interesy uczestników programów emerytalnych i ułatwić życie pracodawcom prowadzącym programy (limit kosztów obciążających oszczędzających, uproszczenie procedur i mniej obowiązków administracyjnych dla pracodawców, itp.). I to super wiadomość, nawet dla samych instytucji finansowych. Bezpieczeństwo systemu, niski poziom kosztów i efektywna kontrola ze strony państwa pozwolą na odbudowę nadwątlonego zaufania do rynku finansowego, a tym samym zdecydowanie wzmocnią powszechny charakter nowych programów emerytalnych.

Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie mechanizmy „kontroli państwa" wydają się sensowne, ale z pewnością (wierzę w to) stanowią dobry punkt wyjścia do rozmów z sektorem „komercyjnym".

Istotnym elementem tej dyskusji była debata zorganizowana przez Izbę Zarządzających Aktywami i Funduszami, która odbyła się w siedzibie Warszawskiej Giełdy 8 sierpnia. W trakcie debaty rząd, reprezentowany przez Prezesa Pawła Borysa (Polski Fundusz Rozwoju) nie miał wielu powodów do narzekania. Właściwie wszyscy uczestnicy dyskusji (przedstawiciele towarzystw funduszy inwestycyjnych, firm doradczych, pracodawców) wsparli podstawowe zasady programu, wskazując jedynie, że w kwestiach technicznych potrzebna jest jeszcze szersza dyskusja. Ten ostatni wniosek wydaje się być niezwykle ważny. Nie mam bowiem wątpliwości (będąc jednocześnie jednym z uczestników tej dyskusji), że jak zawsze „diabeł tkwi w szczegółach". Potwierdzają to również przykłady krajów na których program rządu jest wzorowany. I tak, o ile najbliższe mu rozwiązania brytyjskie sprawdziły się całkiem nieźle (ponad 60 proc. pracowników uczestniczących w zakładowych programach emerytalnych), o tyle w innych krajach, gdzie również działają podobne zasady (przykładem niech będą Włochy) wprowadzenie tych rozwiązań okazało się kompletną porażką.

I na koniec jeszcze jedna ważna uwaga. Osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, że o sukcesie programu zadecyduje wsparcie polityczne, jakie otrzymają (mam nadzieję) jego autorzy od partii rządzącej. Z perspektywy doświadczeń ostatnich lat, kwestia ta będzie miała z pewnością fundamentalne znaczenie dla skutecznego wdrożenia pomysłów Wicepremiera Morawieckiego. Obok wsparcia politycznego drugim niezwykle istotnym elementem jest poziom złożoności programu, zakres niezbędnych zmian prawnych i organizacyjnych, a tym samym sprawność „organizacyjna" zespołu budowanego w ministerstwie rozwoju. Już wcześniej napisałem, że w moim przekonaniu jest to jeden z najważniejszych programów zmian gospodarczych po 1989 roku. Teraz uzupełnię to zdanie o stwierdzenie, że program Wicepremiera Morawieckiego jest jednocześnie jednym z najbardziej skomplikowanych. Czy wystarczy determinacji rządzącym i sprawności organizacyjnej osobom, które zmiany będą wdrażać zobaczymy za chwilę. Kolejnej próby zrobienia tego w „normalnych" warunkach i bez presji chyba już nie będzie. A to oznacza, że właściwie wszystkim powinno zależeć, aby program został wprowadzony w życie z sukcesem.

Analizując dane demograficzne, kierunek zmian w światowych systemach emerytalnych oraz obecny stan polskiego systemu emerytalnego „udanie zreformowanego" przez poprzednie ekipy rządowe wydaje się, że najbliższe kilka lat wyznaczają rzeczywistą granicę i ostatni moment na sensowne zreformowanie systemu emerytalnego.

Jeżeli nie zrobimy tego dzisiaj, to za kilkanaście lat nie będziemy już mieli szansy na wygranie pojedynku, w którym stawką będą finanse państwa oraz niskie emerytury Polaków. Jeżeli ktoś uważa, że oba te zagrożenia nie są dla niego istotne to niech wyobrazi sobie sytuację, w której minister finansów ma dylemat czy, czy przeznaczyć środki na służbę zdrowia, pensje urzędników, wojsko, czy może jednak po raz „nasty" pokryć deficyt ZUS. Z drugiej strony proszę sobie wyobrazić gospodarkę, w której ogromna grupa społeczna – emeryci nie mają wystarczających środków, aby „normalnie" funkcjonować, w tym odgrywać rolę istotnego konsumenta dóbr i usług wytwarzanych przez gospodarkę?

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał Partnera
Zainwestuj w przyszłość – bez podatku
Materiał Partnera
Tak możesz zadbać o swoją przyszłość
Emerytura
Wypłata pieniędzy z PPK po 2 latach oszczędzania. Ile zwrotu dostaniemy
Emerytura
Autozapis PPK 2023. Rezygnacja to dobry pomysł? Eksperci odpowiadają
Emerytura
Emeryci ograniczają wydatki. Mają jednak problemy z długami