30 października Orzech otrzymał maila od Wiktora Świetlika, dyrektora PR3, w którym ten prosi o "nieobrażanie innych dziennikarzy Trójki, ani za pośrednictwem mediów społecznościowych, ani w innej formie". "W przeciwnym razie, z przyczyn oczywistych, będziemy musieli zakończyć współpracę z Panem Redaktorem" - napisał Świetlik. - Odpowiedziałem, że po pierwsze się nie boję, a po drugie, o co mu chodzi - mówi w rozmowie z rp.pl Orzech. Na tym korespondencja mailowa się zakończyła. - Pan dyrektor zadzwonił do mnie dzisiaj w godzinach porannych i wyjaśniliśmy sobie, że nie mamy pola porozumienia i tyle - dodaje dziennikarz.
Według niego Świetlik nie wyjaśnił, jakiego dziennikarza (bądź dziennikarzy) miał rzekomo obrazić. - Pozostało to w domysłach zarówno moich, jak i pana dyrektora - mówi Orzech.
- To jest w ogóle dziwna sytuacja. Coś się tam wydarzyło kilka miesięcy temu i nagle pojawił się mail pana dyrektora, w kontekście jakichś w ogóle prywatnych spraw, na co ja nie jestem sobie w stanie pozwolić - konkluduje.
Dziennikarz zwraca uwagę, że jego audycje zostały przesunięte w Trójce na godziny nazywane przez niego "cmentarzem radiowym". - Moje audycje zostały przeniesione na takie pory emisyjne, że nawet się nie spotykam z koleżankami i kolegami na Myśliwieckiej w korytarzach - stwierdza, pytany o atmosferę w rozgłośni.
Artur Orzech miał na północ z wtorku na środę zaplanowaną audycję "Zaraz wracam". - Na pewno mnie nie będzie - stwierdza. Oprócz tego prowadził program "Trzy kontynenty" w środy o 22.00. Jeszcze niedawno pierwsza z nich emitowana była niedziele o 13.00, a druga - w soboty o 16.00.