Na poziomie UE toczy się cicha batalia o panowanie nad rynkiem danych. Duże kraje Wspólnoty strzegą ich jak oka w głowie i nie zamierzają wypuścić za granicę.
Polska z kolei liczy na to, że to u nas powstaną potężne serwerownie, gromadzące cenne informacje.
Francja zamyka dane
– To bardzo ważny obszar. Komisja Europejska jako jeden z priorytetów wyznaczyła sobie kwestię swobodnego przepływu danych – mówi „Rzeczpospolitej" Krzysztof Szubert, wiceminister cyfryzacji i pełnomocnik rządu ds. Jednolitego Rynku Cyfrowego.
Jak tłumaczy, rozmawiając o wszystkich technologiach, takich jak 5G, internet rzeczy, e-zdrowie czy autonomiczne samochody, na końcu i tak dotyka się kwestii danych. – To temat, który należy w Europie uporządkować. Dane to bowiem dziś tak samo cenny zasób, jakim kiedyś była ropa. On może decydować o tym, jak będą rozwijać się dane gospodarki. W ub.r. przygotowaliśmy dokument nt. swobodnego przepływu danych. Pokazaliśmy go w KE w grudniu i zebraliśmy 19 państw, które poparły ten kierunek. To głównie gospodarki wschodzące. Duże kraje stoją na stanowisku, że dane wytwarzane u nich tam też mają być przetrzymywane i przetwarzane, a nie za granicą – wyjaśnia Krzysztof Szubert.
Polski rząd na arenie UE przekonuje, że nie możemy myśleć o tym, w którym kraju trzymać dane, tylko w jaki sposób – myśląc o standardach i bezpieczeństwie, a nie własności. – I tu jesteśmy w sprzeczności z interesem największych w Unii. Jednak na przestrzeni ostatniego roku stanowisko Niemiec się zmieniło i nie jest tak jednoznacznie przeciwne naszym propozycjom. Cieszy, że Berlin jest w dyskusji na temat lokalizacji danych. Największym zwolennikiem zamykania danych jest obecnie Francja – podkreśla nasz rozmówca.