Ten mecz nie mógł zacząć się lepiej, po niespełna pół godzinie zespół Adama Nawałki prowadził 3:0, a Robert Lewandowski dzięki dwóm zdobytym bramkom został najlepszym strzelcem w historii reprezentacji.
Swojego pierwszego gola gwiazdor Bayernu strzelił po ostatnio popisowym zagraniu – z rzutu wolnego. Uderzył piłkę perfekcyjnie, bramkarz nie miał nic do powiedzenia.
Armenia była bezradna i zagubiona. Trzeciego gola straciła w sytuacji podwórkowej (po wolnym z pięciu metrów podyktowanym za podanie przez obrońcę piłki nogą do bramkarza, który tę piłkę złapał). Kto strzelał? Oczywiście Lewandowski.
Każdy, kto pamięta mecz z Armenią na Stadionie Narodowym i cudem wywalczone zwycięstwo 2:1 zadawał sobie pytanie: jak to było możliwe, przecież ten zespół, ze swoim asem Henrichem Mchitarjanem czy bez niego (w Warszawie nie grał), to zupełnie inna bajka niż Lewandowski i spółka.
Mecz odbywał się na więcej niż skromnym stadionie, przy prawie pustych trybunach, podobno dlatego, że bilety były za drogie dla przeciętnego Ormianina. Może to prawda, ale chyba jeszcze ważniejsze było to, że reprezentacja gospodarzy grała już tylko o honor.