Polska-Japonia: Smutny mecz i wielki żal

W czwartek mecz Polska – Japonia na pożegnanie mistrzostw świata. Rywale wciąż mają szansę na awans do 1/8 finału.

Aktualizacja: 28.06.2018 07:02 Publikacja: 27.06.2018 19:19

Polska-Japonia: Smutny mecz i wielki żal

Foto: AFP

Miało być inaczej. Do Rosji pojechała reprezentacja składająca się z piłkarzy, którzy mogli czuć się na mundialu jak u siebie. Bohaterów liczonych w milionach euro transferów, uczestników Ligi Mistrzów, którzy wielki futbol znają z autopsji, a nie z telewizji i gry na konsoli.

Czytaj więcej:

Sondaż: Czy Nawałka powinien stracić stanowisko selekcjonera

Trener Adam Nawałka mógł jechać na mistrzostwa z nadzieją, że los odda mu to, co zabrał w czasach kariery piłkarskiej. On mundial w Argentynie w 1978 roku kończył z poczuciem niedosytu. Jedna z argentyńskich gazet wybrała jego i Zbigniewa Bońka do jedenastki odkryć turnieju, ale jednocześnie drużyna prowadzona przez Jacka Gmocha skończyła turniej na rozczarowującym piątym miejscu. A przecież do Ameryki Południowej jechała po tytuł.

Nawałka miał 21 lat. Wkrótce po mistrzostwach zaczął mieć problemy ze zdrowiem. Przez kilka lat grał jeszcze w lidze, dostawał nawet powołania do kadry, ale na mundial już nigdy nie pojechał. W wieku 28 lat zdrowie zmusiło go do zakończenia kariery.

Dziś Nawałka oraz jego piłkarze wezmą udział w niechcianym przez nikogo meczu z Japonią w Wołgogradzie. Media piszą o „meczu o honor", prezes Zbigniew Boniek podkreśla, że to wciąż mistrzostwa świata, ale ze świecą szukać wśród Polaków kogoś, komu to spotkanie byłoby w smak.

Nie pasowali do obrazka

Nawałka pracował z tą drużyną blisko pięć lat (po wojnie dłużej reprezentację prowadzili tylko Kazimierz Górski i Antoni Piechniczek). Poprowadził drużynę do historycznego zwycięstwa z Niemcami, na mistrzostwach Europy jego zespół odpadł dopiero w ćwierćfinale, od walki o medal dzieliła go jedna niewykorzystana jedenastka.

Historia obejdzie się z Nawałką łaskawie pomimo koszmarnych dni w Rosji. Selekcjoner popełnił błędy, w pierwszym meczu z Senegalem, o czym nas od miesięcy przekonywał, drużyna nie wiedziała, jak atakować. Zespół z Afryki oddał Polakom piłkę i pozwolił ją rozgrywać. W związku z tym z Moskwy – oprócz straconych kuriozalnie bramek – zapamiętamy głównie niekończące się wymiany podań między stoperami i defensywnym pomocnikiem. Wymiany, z których nie wynikało nic.

Mecz z Kolumbią też nie pasował do obrazka, który od 2013 roku malował Nawałka. Zawsze uważał stabilizację składu za wartość samą w sobie, a droga do jego zespołu była bardzo długa. Najpierw zapraszał piłkarzy na zgrupowanie, potem sadzał na ławce, następnie dawał szanse w sparingach, dopiero końcem tej drogi były spotkania o stawkę.

Tymczasem na mecz o przetrwanie wpuścił debiutanta Jacka Góralskiego, Jana Bednarka (w eliminacjach mundialu zagrał minutę), Bartosza Bereszyńskiego (180 minut w kwalifikacjach) i Dawida Kownackiego, który pierwszy mecz w reprezentacji zagrał w marcu. Nie chodzi o to, że wszyscy w niedzielę rozczarowali, chodzi o to, że wcześniej kluczowa przy podejmowaniu decyzji była znajomość schematów i wypracowanych na treningach automatyzmów.

Niewdzięczność futbolu

Fatalny czerwiec sprawił, że Nawałka w oczach wielu stał się nieudacznikiem, Robert Lewandowski oskarżającym kolegów o niepowodzenie napuszonym gwiazdorem, a reszta – fajtłapami. Sześć dni, kilka nietrafionych decyzji, kilka kontuzji, kilku zawodników w gorszej formie. Wystarczyło, by wszyscy w polskiej ekipie przekonali się, że futbol jest okrutny.

Kilka lat temu książkę pod takim właśnie tytułem napisał Michał Okoński. „Futbol jest okrutny" to opowieść o świecie przez pryzmat futbolu. Autoanaliza kibicowskiego zatracenia się w piłce nożnej. Okoński pisze, jak futbol wpływa na jego wychowywanie dzieci, relacje z ojcem, na myślenie o śmierci czy seksie. Jeszcze wcześniej w bardzo podobny sposób o piłce nożnej pisał w Anglii Nick Hornby. „Futbolowa gorączka" jest książką w gruncie rzeczy o tym samym – cierpieniu kibica, na które sam się skazuje i z którego nigdy sam nie zrezygnuje.

O niewdzięczności futbolu w ostatnich dniach przekonują się wszyscy związani z reprezentacją – nie tylko Nawałka. Jakub Błaszczykowski podporządkował mundialowi bardzo dużo: nie mogąc wyleczyć urazu pleców w klubie, poprosił trenera Wolfsburga o pozwolenie na opuszczenie Niemiec i wyjechał do Płocka. Tam pod okiem Leszka Dyi przechodził intensywną rehabilitację i treningi. – Dwóch treningów nie dokończyłem. Padłem ze zmęczenia – mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej". W Rosji Błaszczykowski dostał 45 minut w meczu z Senegalem, podczas którego odniósł zresztą kontuzję. Był to jego 100. występ w kadrze. Rekord Michała Żewłakowa (102 spotkania) miał wyrównać właśnie przeciwko Japonii. Nie wyrówna.

Popsute urlopy

Lewandowski nauczony bardzo trudnym dla siebie Euro 2016, na które dojechał wycieńczony, operację „Mundial" rozpoczął już zimą. Wymógł na szefach Bayernu, by sprowadzili rezerwowego napastnika, by czasami mógł odetchnąć. I wiosną można było odnieść wrażenie, że Lewandowski wybiera sobie spotkania, w których wychodził na boisko. W pozostałych grał Sandro Wagner. W minionym sezonie 30-letni napastnik zagrał w Bayernie 3757 minut – o ponad 500 mniej niż dwa lata temu przed Euro.

Doświadczenie podpowiadało kapitanowi, że podczas mundialu, podobnie jak na Euro, może znów być ściśle pilnowany. Postanowił pracować nad uderzeniami z dystansu, których wcześniej niemal nie wykonywał. A także nad lewą nogą, bo rywale są przyzwyczajeni, że wszystko robi prawą. Efekty oglądaliśmy w meczu z Chile, gdy strzelił gola zza pola karnego właśnie słabszą nogą. Na mundialu jednak już nie.

Grzegorz Krychowiak prawdopodobnie i tak chciałby się ruszyć z Paryża, by więcej grać. Ale gdyby nie mundial, nie musiałby ruszać się za wszelką cenę i pewnie nie trafiłby do West Bromwich Albion. Zamiana wyszła zresztą Krychowiakowi bokiem, bo w WBA też szybko przestał pasować do koncepcji. W Anglii myślano, że skoro biorą zawodnika z PSG, to będzie on rozgrywającym z prawdziwego zdarzenia, a Krychowiak nim nie był. Kiedy wylądował na ławce, musiał zadbać o formę. I podczas treningów wyrównawczych przebiegał nawet więcej kilometrów niż jego koledzy w meczu.

Gdy Kamil Grosicki stracił miejsce w składzie Hull City, poprosił odpowiedzialnego za przygotowanie fizyczne w kadrze Remigiusza Rzepkę, by przysłał mu do Anglii trenera, pod okiem którego będzie się przygotowywał do mundialu. Artur Jędrzejczyk walczył z kontuzją, ale uparł się i pracował bardzo ciężko pod koniec sezonu, by przygotować się do mistrzostw. W końcu najświeższa historia – Kamila Glika, który naraził zdrowie, nie poddał się operacji. Żeby tylko pojechać do Rosji.

Ale nie ma wątpliwości, że futbol najbardziej okrutny był w ostatnich dniach dla kibiców, którzy wierzyli, wzięli urlopy, oszczędzali, by obejrzeć mundial z trybun w Moskwie, Kazaniu czy Wołgogradzie.

Pozostaje mieć nadzieję, że polscy piłkarze oraz Adam Nawałka godnie pożegnają się z mundialem i ostatni mecz z Japonią zagrają dla kibiców i dla siebie. I chociaż na chwilę sprawią, że futbol przestanie być okrutny.

Miało być inaczej. Do Rosji pojechała reprezentacja składająca się z piłkarzy, którzy mogli czuć się na mundialu jak u siebie. Bohaterów liczonych w milionach euro transferów, uczestników Ligi Mistrzów, którzy wielki futbol znają z autopsji, a nie z telewizji i gry na konsoli.

Czytaj więcej:

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową