"Rzeczpospolita": Mecz z Czarnogórą wymknął się wam w pewnym momencie spod kontroli.
Kamil Grosicki: Zaczęliśmy bardzo dobrze, strzeliliśmy dwie bramki, mecz ewidentnie ułożył się pod nas, w pierwszej połowie kontrolowaliśmy sytuację. Na drugą wyszliśmy z nastawieniem, by grać tak samo, spokojnie, od tyłu i może to nas trochę uśpiło. W pewnym momencie faktycznie zrobiło się nerwowo, w pięć minut straciliśmy dwie bramki. Na szczęście się otrząsnęliśmy, nie zaczęliśmy się desperacko bronić, wybijać piłkę na oślep, tylko ruszyliśmy i zadaliśmy dwa decydujące ciosy.
W końcówce, gdy traciliście gole, nie byliście już myślami przy świętowaniu awansu w hotelu?
Prowadzisz do przerwy 2:0, wychodzisz na drugą skoncentrowany, ze świadomością, że musiałaby stać się katastrofa, by to zwycięstwo wymknęło się z rąk...
...i tak się stało.