Relacja z Londynu
Polacy wracają do Warszawy z tarczą oraz z mieszkiem medali, który napęczniał niemal do poziomu sprzed dwóch lat jeszcze przed ostatnią, wieczorną sesją w niedzielę, gdy biegali Angelika Cichocka i Marcin Lewandowski oraz sztafety 4x400 m.
Wprawdzie polscy lekkoatleci w niedzielę rano, po konkurencjach chodu, stracili trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej, które zajmowali jeszcze w sobotę wieczorem, ale i tak sukces można śmiało głosić. Nie było zaskoczenia: rzuty, w szczególności młotem, to polski medalowy zdrój, wsparcie w konkurencjach technicznych i biegach średnich to też część tradycji.
Bez rekordów
Światową lekkoatletyką rządzą Amerykanie, nic się nie zmienia, biegacze z Afryki, w szczególności z Kenii, ich nie dogonią. Chińczycy trzymają się mocno, potem jest Europa, także Rosjanie, którzy nawet zredukowani do 19-osobowej ekipy startującej pod flagą neutralną znaleźli się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji medalowej.
Mistrzostwa nie przyniosły wielu rekordów. Poprawiono kilka osiągnięć regionalnych, kilka wyników krajowych, ustanowiono najlepsze wyniki sezonu, ale czas efektownego bicia rekordów świata się skończył. IAAF raczej nie będzie się przesadnie chwalić rekordem globu, który ustanowiła portugalska chodziarka na 50 km. Rekordzistka Ines Henriques, maszerując dzielnie koło Pałacu Buckingham, osiągnęła w niedzielę czas 4:05.56. To był debiut długiego chodu kobiecego w mistrzostwach i konkurencja nie była szczególnie wymagająca. Wystartowało siedem pań, cztery doszły do mety, jedną zdyskwalifikowano, dwie przekroczyły limit czasu.