Czysta radość ze sportu

Mistrzostwa świata w Anglii to gwarancja pełnych trybun i ujmująco staroświecki entuzjazm kibiców.

Aktualizacja: 10.08.2017 20:15 Publikacja: 10.08.2017 19:55

Paweł Fajdek: czas na trzecie złoto.

Paweł Fajdek: czas na trzecie złoto.

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski

Korespondencja z Londynu

Dzień w dzień 56 tys. osób wysiada z metra lub pociągu na stacji Stratford i idzie, w słońcu lub deszczu, na Stadion Olimpijski. Główna droga, nie bez powodu, wiedzie przez ogromne centrum handlowe Westfield, w którym dziesiątki sklepów rozdzielają liczne puby, bary i restauracje. Wysoko pod szklanymi sufitami wiszą flagi 200 krajów, na tablicach świetlnych widać co chwila twarz Usaina Bolta w reklamach, w nocy setki światełek migoczą pod nogami, słychać muzykę Boba Marleya – to raczej komercyjna magia, ale w niezłym stylu.

Najważniejsze są jednak jasnoróżowe (to kolor mistrzostw) tablice informacyjne ze strzałkami na stadion. Wskazują na jeden z pięciu mostów nad kanałami, skąd już widać stadionową koronę, także 113-metrową czerwoną konstrukcję wieży ArcelorMittal Orbit, która staje się jednym z symboli nowego wschodniego Londynu.

Kto szuka poolimpijskich wspomnień, znajduje bez problemu. Na głównej promenadzie wiodącej do stadionowych bram biało-zielone napisy przypominają, jak to było w 2012 roku: 6,7 mln widzów igrzysk, 70 tys. osób zaangażowanych w organizację. Po lewej wrośnięta w krajobraz, jedna z ostatnich prac Zahy Hadid, pływalnia olimpijska (Aquatic Centre), której drzwi się nie zamykają, rodziny z dziećmi korzystają z basenów do późnej nocy. Tor kolarski – żyje tak samo.

Po prawej wesołe miasteczko z wielkim masztem karuzeli, zjeżdżalniami wodnymi, dwiema kolejkami górskimi i gigantycznym wahadłem, na którego szczycie jest siedzisko dla lubiących loty do góry nogami. W weekendy wszystko oblężone. W kanałach stoją barki zamienione w restauracje, po wodzie suną spore łabędzie napędzane siłą czterech par nóg. Wokół czysto, trawa skoszona, zieleń zadbana (podlewanie zapewnia pogoda), ławki czekają, przewodnicy po Parku Olimpijskim Królowej Elżbiety również. Olimpijskie fontanny na deptaku działają, jak działały pięć lat temu.

Obok widać nowe i najnowsze: Stratford to nadal potężny plac budowy, dziedzictwo igrzysk to jedno, plan dalszej rozbudowy drugie. Kilkanaście dźwigów dźga chmury obok stadionu i na bliskim horyzoncie. Na okalających płotach napisy: „The future is culture", „The future is tech". I informacja, że właśnie rosną nowe biura, hotele, centra technologiczne i apartamenty. Do 2031 roku ma powstać w okolicy 40 tys. miejsc pracy i 24 tys. mieszkań. Krytycy mówią, że to przedmieścia na sterydach, kakofonia luksusu i pozostałości dawnej biedy, ale londyńczycy wiedzą swoje i przyjeżdżają. Centrum Westfield ma miliony gości rocznie.

Droga na trybuny prowadzi także obok sklepu klubowego drużyny piłkarskiej West Ham, która rok temu przeniosła się na Stadion Olimpijski (kibice futbolu wolą nową nazwę: London Stadium). Sklep błyszczy, przy lekkoatletycznej okazji można w nim kupić stroje reprezentacji Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, ale najważniejsze są ciemnobordowe koszulki z dwoma żółtymi skrzyżowanymi młotami i białym napisem: West Ham United London. Teraz tutaj słyszy się stary hymn: „I'm forever blowing bubbles...". Dwa wielkie skrzyżowane młoty ułożono także z krzesełek na jednej z trybun stadionu.

Brytyjskie postrzeganie sportu od zawsze różniło się od tego, które mamy na kontynencie. Kto widział „Rydwany ognia" Hugha Hudsona, oscarowy film z 1981 roku z monumentalną muzyką Vangelisa, wie, o czym mowa. Połączenie imperialnej dumy, mocy szlachetnych ideałów i zwyczajnie ludzkiej żądzy sławy dało na Wyspach mieszankę, którą trudno znaleźć gdzie indziej, zwłaszcza teraz, gdy odbiór nawet największych zawodów sportowych coraz częściej jest tym samym, co banalna wizyta w kinie lub na koncercie czy wyjazd piknikowy.

Brytyjczycy kibicują lekkoatletyce, jak kiedyś to się robiło: bezbłędnie odnajdują bohaterów, rozpoznają istotę konfliktów, stają po stronie słabszych. Oczywiście wydzierają gardła i trzymają palce za swoich (BBC nie jest w tej sprawie wolna od grzechów), ale nie zapominają za metą, że jeśli wygrał ktoś inny, niż chcieli, to też zasłużył na podziw – chyba że jest Justinem Gatlinem, on w Londynie nie zasłużył na nic.

W tym zapomnianym podejściu do lekkoatletyki jest zapał, jaki kiedyś był w Polsce z okazji startów Wunderteamu, może dlatego - kto o tym wie lub pamięta - odbiera to z przyjemnością. Niedawne MŚ w lekkoatletyce osób niepełnosprawnych w tym samym miejscu także oglądały komplety widzów, atmosfera była identyczna. Brytyjczycy po prostu tacy są.

Mając przed sobą widok 50 tys. zaangażowanych ludzi, słysząc ich doping i brawa, buczenie i gwizdy, eksplozje radości i jęki zawodu, łatwo zapomnieć, że lekkoatletyka jest w kryzysie, że nawet tuzin Usainów Boltów nie zetrze osadu dopingowego i korupcyjnego z tej pięknej dyscypliny.

Lekkoatletyka od lat budzi wątpliwości, nie ufamy nadzwyczajnym wybuchom formy i niezwykłym wyczynom sportowców, wewnętrzny głos podpowiada: to nie może być zrobione bez dopingu. Chyba już na zawsze skazani jesteśmy na tę podzielność myślenia, w którym sceptycyzm, nawet cynizm, walczą ze starą chęcią cieszenia się czystym sportem, z radością oglądania rywalizacji. Może kiedyś przyjdzie chwila, że tę radość w pełni odzyskamy, jeśli już, to nieprędko, ale w Londynie ta nadzieja, dzięki kibicom, odrobinę odżyła.

Z racji rosnącej skuteczności kontroli dopingowych na Stadionie Olimpijskich nie widzimy rekordów świata, to ten dziesięciodniowy mityng wciąż może poruszać kibcowskie serca i umysły. Choć nie można wykluczyć, że już tylko na Wyspach.

Na brytyjskim entuzjazmie dało się zbudować mistrzostwa na tak, ale przed przewodniczącym IAAF Sebastianem Coe dalsze, niełatwe do osiągnięcia cele. Sir Seb chciałby, żeby jego dyscyplina stała się nowoczesna, dynamiczna, przeszła zmiany, które zbliżą ją do młodzieży, żeby odkryła takie sposoby odnowy, jakie znalazło rugby w postaci meczów drużyn siedmioosobowych, krykiet w rozgrywkach Twenty20, motoryzacja w Formule E lub golf w World Super 6. – Musimy coś zrobić, bo wymowny jest fakt, że Usain Bolt, chyba najbardziej rozpoznawalny sportowiec planety, w rankingach Snapchata lub Instagrama, nie mieści się nawet w pierwszej trzydziestce – mówi Coe.

Przede wszystkim zaś przewodniczący chce, żeby lekkoatletyka odzyskała zaufanie. W Londynie to się, o dziwo, udało. Do końca mistrzostw zostały trzy gęste od wydarzeń dni, podczas których wizerunek królowej sportu może jeszcze zyskać. Usain Bolt pożegna się z widownią w sztafecie 4x100 m, to chyba najważniejsza sprawa, ale przecież nie jedyna.

My będziemy przede wszystkim trzymać kciuki za piątkowe rzuty młotem Pawła Fajdka i Wojciecha Nowickiego. Fajdek – trzykrotny mistrz świata, brzmiałoby dumnie i osłodziło olimpijską gorycz. Nowicki – białostocki inżynier znów na podium – też brzmi nieźle. Polska lekkoatletyka ma mocne rzuty, postawiła kiedyś na nie, więc gdzie, jak nie na stadionie Młotów, powinna robić z młotami, co każe miejsce i czas.

Mamy jeszcze przed sobą w weekend biegi średniodystansowe Angeliki Cichockiej, Joanny Jóźwik, Michała Rozmysa i Marcina Lewandowskiego, starty chodziarzy i sztafet 4x400 m, skoki wzwyż. Mamy czas, by cieszyć się, że polska lekkoatletyka, choć niebogata, też trwa. I choć fantastycznych kibiców oraz pieniędzy ma mniej niż Wielka Brytania, to medali mistrzostw świata zdobywa więcej.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: k.rawa@rp.pl

Finały MŚ w Londynie i nasze medalowe szanse

Piątek

20.10: skok w dal K

21.30: rzut młotem M

(Paweł Fajdek, Wojciech Nowicki)

22.25: 3000 m z prz. K

22.50: 200 m K

Sobota

20.05: skok wzwyż K

(ew. Kamila Lićwinko)

21.05: 100 m ppł. K

21.15: rzut oszczepem M

21.20: 5000 m M

21.45: dziesięciobój

22.30: 4 x 100 m K

22.50: 4 x 100 m M

Niedziela

08.45: chód 50 km M

08.45: chód 50 km K

13.20: chód 20 km K

15.20: chód 20 km M

20.00: skok wzwyż M

(ew. Sylwester Bednarek)

20.10: rzut dyskiem K

20.35: 5000 m K

21.10: 800 m K

21.30: 1500 m M

21.55: 4 x 400 m K

22.15: 4 x 400 m M

Mistrzostwa pokazują TVP2, TVP Sport i Eurosport

Korespondencja z Londynu

Dzień w dzień 56 tys. osób wysiada z metra lub pociągu na stacji Stratford i idzie, w słońcu lub deszczu, na Stadion Olimpijski. Główna droga, nie bez powodu, wiedzie przez ogromne centrum handlowe Westfield, w którym dziesiątki sklepów rozdzielają liczne puby, bary i restauracje. Wysoko pod szklanymi sufitami wiszą flagi 200 krajów, na tablicach świetlnych widać co chwila twarz Usaina Bolta w reklamach, w nocy setki światełek migoczą pod nogami, słychać muzykę Boba Marleya – to raczej komercyjna magia, ale w niezłym stylu.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Paryż 2024. Kim jest Katarzyna Niewiadoma, polska nadzieja na medal igrzysk olimpijskich
Sport
Igrzyska w Paryżu w mętnej wodzie. Sekwana wciąż jest brudna
Sport
Paryż przed igrzyskami olimpijskimi pozbywa się bezdomnych? Aktywiści oburzeni
IGRZYSKA OLIMPIJSKIE
Pomruk rewolucji. Mistrzowie z Paryża po raz pierwszy dostaną pieniądze za złoto
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Olimpizm
Leroy Merlin wchodzi na nowy rynek. Wykończy mieszkania medalistów z Paryża