Obowiązujący od marca zakaz wnoszenia laptopów na pokład samolotów latających do USA i W. Brytanii z wybranych krajów Bliskiego Wschodu i Ameryki Północnej i zagrożenie, że taki sam zakaz zostanie wprowadzony w stosunku do krajów europejskich, to główny temat rozmów podczas WZA IATA w meksykańskim kurorcie Cancun.
Ostatnie rozmowy między amerykańskimi władzami lotniczymi i Komisją Europejską zakończyły się odłożeniem rozstrzygnięcia na później.
Ucierpiał Bliski Wschód
– Ta decyzja jest bezzasadna, nie mówiąc o tym, że wcale nie pomaga w zapewnieniu bezpieczeństwa pasażerom i załogom samolotów. Z całą mocą apelujemy o jej przemyślenie. Wszyscy tutaj jesteśmy co do tego zgodni – powiedział „Rzeczpospolitej" Alexandre de Juniac, dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA). A ponad 200 prezesów światowych linii lotniczych, w tym także przewoźników amerykańskich i brytyjskich, jest zgodnych co do tego, że zakaz wnoszenia laptopów spowoduje poważne zakłócenia w lotach i po kwietniowych i majowych wynikach przewozowych widać, że liczba pasażerów w przypadku Bliskiego Wschodu, skąd zazwyczaj był silny ruch biznesowy, spadła – o 2,8 proc. w porównaniu z pierwszymi pięcioma miesiącami 2016 roku. A prezydent USA Donald Trump tuż po zamachu w Manchesterze tweetował, że zakaz nie tylko wnoszenia laptopów, ale i podróży z niektórych krajów powinien zostać rozszerzony. Nie wiadomo ostatecznie, jakie rozwiązanie zostanie przyjęte przez Amerykanów, ale wiadomo, że gdyby także w rejsach europejskich nie wolno było wozić laptopów na pokładzie, linie Starego Kontynentu traciłyby na tym przynajmniej 1,4 mld dol. rocznie. Tegoroczny zysk wszystkich światowych przewoźników jest prognozowany przez IATA na 31,4 mld dol.
Cokolwiek by jednak mówili prezesi i szefowie IATA, z góry wiadomo, że na prezydenta Trumpa żadna retoryka nie działa. Na razie gorsze wyniki przewozowe i finansowe mają Turkish Airlines, Emirates i Qatar Airways. Dla tej ostatniej linii słowo „kryzys" ma dodatkowy wymiar w świetle poniedziałkowych wydarzeń w krajach Zatoki i faktu, że sześć krajów regionu zerwało stosunki dyplomatyczne z rządem w Ad-Dausze. A ponieważ od wtorku, 6 czerwca, mają być zawieszone wszystkie loty z Egiptu, Bahrajnu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Libii, Jemenu i Malediwów, wszyscy w Cancun czekają na wystąpienie prezesa Qatar Airways Ahmeda al-Bakera. Spekuluje się także, że Al-Baker szybko wróci do kraju, żeby zarządzać linią w sytuacji, kiedy i ona została zmuszona do zawieszenia od wtorku połączeń regionalnych.
Terror i droższe paliwo
Bezpieczeństwo i wpływ zamachów terrorystycznych na transport lotniczy to kolejny temat rozmów w Cancun. Chociaż wydaje się, że w przypadku zamachów w Manchesterze i ostatniego – w Londynie – nie zniechęca to już w takim stopniu, jak w przypadku Paryża, Stambułu, Nicei czy Brukseli. Peter Bellew, prezes Malaysia Airlines, powiedział, że tuż po zamachu w Londynie jego linia zaoferowała pasażerom, którzy mieli lecieć do stolicy Wielkiej Brytanii bądź tam się przesiadać, zmianę trasy podróży bądź refundację biletów i tylko kilka osób skorzystało z tej opcji. Ale Bellew jednocześnie przyznał, że Malaysian i inne linie azjatyckie mocno się teraz zastanawiają nad przyszłą strategią i czy nie przeorientować się na inne kierunki niż Europa i USA. – Dla nas nie jest żadnym problemem wysłać dodatkowy samolot do Chin czy Australii, zamiast dodawać rejsy europejskie – mówił dziennikarzom Bellew.