Firma Ocean Infinity z Houston poszukiwała na dnie Oceanu Indyjskiego samolotu, który zaginął 8 marca 2014 lecąc z Kuala Lumpur do Pekinu z 239 osobami na pokładzie. - Dziś rano poruszyłem to na posiedzeniu gabinetu i zgodził się przedłużyć poszukiwania do 29 maja - powiedział dziennikarzom minister Anthony Loke. Zapytany, czy to oznacza, że nie biedzie więcej przedłużania tej akcji odparł: - tak.

Latem 2016 pojawiły się w mediach amerykańskich informacje, że pilot Zaharie Ahmad Shah ćwiczył na symulatorach na wiele tygodni przed zniknięciem samolotu katastrofę nad Oceanem Indyjskim, latał nad odległymi rejonami tego akwenu do wyczerpana paliwa w samolocie - wynika z tajnych dokumentów policji malezyjskiej. To mogłoby sugerować, że zniknięcie samolotu nie było katastrofą, a starannie zaplanowanym zbiorowym samobójstwem przez kapitana - stwierdziło pismo "New York".

Podobną hipotezę przedstawił w swej książce "MH370: tajemnica rozwiązana" kanadyjski badacz katastrof lotniczych, Larry Vance. Jego zdaniem, dwie klapy samolotu znalezione na wyspach koło Afryki w 2015 i 2016 r. wskazują, że kapitan dokonał kontrolowanego awaryjnego wodowania, aby świadomie zatopić samolot poza strefą 120 tys. km2, którą badano sonarami w operacji kosztującej 150 mln dolarów amerykańskich, zakończonej w styczniu 2017.

Wnioskom tego autora zaprzeczył teraz szef biura bezpieczeństwa australijskiego resortu transportu, Peter Foley, który koordynował akcje poszukiwania wraku w imieniu Malezji. Podczas oceny w senackiej komisji w Canberze wyjaśnił, że jego zdaniem w samolocie skończyło się paliwo i wpadł do oceanu daleko od wytyczonego kursu. Wszystkie osoby na pokładzie, pasażerowie i załoga, od dawna nie żyły w rozhermetyzowanym samolocie. Foley, który czytał książkę Kanadyjczyka, wskazał też na inny dowód: samolot nie był pod niczyją kontrolą w chwili uderzenia o powierzchnię wody.