Decyzja rady administracyjnej grupy Airbusa daje prezesowi Tomowi Endersowi, z którym Francuz rywalizował, wolną rękę w końcówce jego kadencji w Tuluzie do kwietnia 2019. Ma też dopilnować napływu świeżej krwi do firmy, aby wyprowadzić ją z korupcyjnego skandalu. Enders mówił początkowo, że interesuje go zostanie dłużej, ale ostatecznie odejdzie po zakończeniu kadencji.
Airbus informował, że Brégiera (56 lat) zastąpi w lutym 49-letni rodak, Guillaume Faury, prezes działu śmigłowcowego Airbus Helicopters, który także pracował w motoryzacji.
Firma podała, że „rada administracyjna postanowiła zmienić dyrekcję przedsiębiorstwa, aby w sposób uporządkowany zapewnić sukcesję na czele kierownictwa Airbusa”. W 2018 r. będzie szukać wewnątrz firmy i na zewnątrz następcy Endersa (58), aby mógł on zostać zatwierdzony na dorocznym WZA w 2019 r.
Do zmiany dochodzi, gdy Brégier uważany za naturalnego następcę prezesa, powiedział radzie, że nie zamierz uczestniczyć w procesie selekcji w 2019 r. i dlatego ustąpi ze stanowiska w lutym, aby „kontynuować inne zainteresowania”, co powszechnie uważa się za zniknięcie z krótkiej listy.
Najwyraźniej został wypchnięty, choć na to nie zasługiwał. „Po 25 latach w firmie, w tym 5 jako prezes działu rakietowego MBDA, 4 jako prezes Eurocoptera i 11 jako dyrektor generalny, prezes lub szef rady administracyjnej Airbus Commercial Aircraft nadeszła pora, abym wykorzystał pojawiające się możliwości” — oświadczył w komunikacie. Wyjaśnił, że do czasu odejścia „dotrzyma zobowiązań Airbusa wobec wszystkich zainteresowanych stron i zapewni harmonijne przekazanie uprawnień G. Faury.