„Przysięgał też, że ożenił się z nią po pijanemu" – przekonywał pisarz Marian Brandys, pisząc o drugim małżeństwie Władysława Broniewskiego z Wandą Szpirlajn, które jest kanwą książki Wioletty Bojdy, opartej na listach z lat 1947–1962. Wanda jako „wdowa po wielkim poecie" stała na straży jego kultu i zadbała, by archiwa nie zawierały nazbyt sensacyjnych materiałów. Ale trzeba pamiętać, że żyła z mężczyzną pogrążonym w alkoholizmie.
Uczucie zrodziło się wiele lat po pierwszym spotkaniu, na seminarium z historii sztuki u profesora Tatarkiewicza w 1922 roku. Wanda sekretarzowała Kazimierzowi Świtalskiemu, jednemu z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego. Świtalski był współorganizatorem zamachu majowego, premierem, marszałkiem Sejmu, taternikiem. Z Władysławem drugi raz spotkali się właśnie podczas jednego z wypadów w Tatry. On był jednak w związku z Marią Zarębińską, a potem wybuchła wojna i po aresztowaniu we Lwowie trafił na Łubiankę, gdzie spędził 13 miesięcy. Wyszedł z ZSSR wraz armią Andersa. Burzliwe były również losy Wandy, która została po aryjskiej stronie i w oddziale Dywersji i Sabotażu Kobiet dokonywała zwiadu na dworcach oraz gazowała kina. Walczyła w powstańczym zgrupowaniu Radosław.
Drogę do małżeństwa otworzyła śmierć Marii Zarębińskiej z powodu nerek obitych przez esesmana w Auschwitz. Broniewski też był poważnie chory. „Zamiast pierwszego śniadania jedna lub dwie butelki piwa", a reszta dnia „biez wodki nie rozbierosz" – pisała Maria.
Wandę trzeci raz spotkał u prezydenta Bolesława Bieruta na posiedzeniu Naczelnego Komitetu Odbudowy Warszawy jesienią 1946 roku. Na jej widok wykrzyknął: „To pani jest, pani żyje, jakie to szczęście, że pani żyje". W sierpniu 1947 roku w Zakopanem „poczułam czyjś wzrok. To był Władysław Broniewski. Spytał, czy nie poszłabym z nim na kilka dni w góry. To było zupełnie zwykłe pytanie, bo znaliśmy się z gór. No i tak się zaczęło" – wspominała Wanda. Przez 10 dni śpiewał jej legionowe pieśni, gadali o Żeromskim i Słowackim. Potem dedykował jej wiersz: „Napłynęła mnie fala miłosna/ jak powódź, co lody znosi./ Ty nie jesteś już taka młoda, ale jak wiosna, i kto ciebie prosił?". Zawiózł ją do rodzinnego Płocka i wspominał, jak dzięki grze babki na fortepianie pokochał Chopina i Beethovena, co wpłynęło na niezwykłą muzyczność jego poezji.
Autor bałwochwalczego „Słowa o Stalinie" stał się prominentną figurą komunistycznego systemu, z czego czerpał również profity. W ramach „wymiany kulturalnej" przesiadywał w pałacu Peles rumuńskiej królowej Carmen Sylwa. Grał w pokerka z Leonem Kruczkowskim, odwiedzał premiera Cyrankiewicza i „naciągał" go, a to na podróż służbowym samochodem, a to mieszkanie dla pasierbicy. Na 25-lecie swojej twórczości otrzymał domek na Mokotowie, gdzie zamieszkał w 1953 roku. „Co roku, gdy ukazały się pierwsze bzy, wchodził do mnie z naręczami bzu, wilgotnego jeszcze od rosy" – wspominała Wanda.