Przybyszewska: Robespierre w spódnicy

W 80. rocznicę śmierci Stanisławy Przybyszewskiej ukazał się zbiór jej niepublikowanych wcześniej opowiadań.

Aktualizacja: 05.01.2016 09:41 Publikacja: 04.01.2016 16:56

Stanisława Przybyszewska na zdjęciu z początku lat 20. z okresu poznańskiego

Stanisława Przybyszewska na zdjęciu z początku lat 20. z okresu poznańskiego

Foto: Wikipedia

Nie doczekała się uznania ani sławy w swoim krótkim 34-letnim życiu. Może dlatego, że córka legendarnego młodopolskiego twórcy była perfekcjonistką, owładniętą obsesją nieustannego samorozwoju. Swoje teksty mogła poprawiać w nieskończoność, nawet te najlepsze traktowała zaledwie jako przymiarki do czegoś wybitniejszego.

Po latach doceniono jej dzieła przeznaczone dla teatru. Zwłaszcza dramat „Sprawa Dantona", który Andrzej Wajda wystawił w 1975 r. w warszawskim Teatrze Powszechnym, a osiem lat później z sukcesem przeniósł na ekran w polsko-francuskiej obsadzie z Gerardem Depardieu w roli tytułowej. Ostatnia głośna inscenizacja tej sztuki miała miejsce we wrocławskim Teatrze Polskim w 2008 r. Reżyser Jan Klata w centrum dramatu umieścił Maximiliena de Robespierre'a, a nie Dantona. Taka interpretacja zdawała się bliższa intencjom Przybyszewskiej, która była zafascynowana postacią krwawego rewolucjonisty.

80 lat po śmierci pisarki możemy poznać jej dotychczas nieznane szerzej teksty prozatorskie. Gdańskie wydawnictwo słowo/obraz terytoria na podstawie rękopisów i maszynopisów autorki opublikowało siedem opowiadań w zbiorze „Cyrograf na własnej skórze".

Ojcobójczyni

„Jedynym dzieckiem w polskiej literaturze dramatycznej, które z rozmysłem podniosło rękę na rodzica, pragnąc zmienić swe życie na lepsze, jest bohaterka Stanisławy Przybyszewskiej, Maud z »Dziewięćdziesiątego trzeciego«" – czytamy w książce „Anty-Ifigenia" Jagody Hernik Spalińskiej.

Ten radykalny gest literacki można łączyć z losami Przybyszewskiej, która żyła i tworzyła w cieniu legendy ojca. Stanisław Przybyszewski, zwany poetycko Meteorem Młodej Polski, poznał jej matkę, Anielę Pająkównę we Lwowie w 1899 r. Nie był to jedyny romans, jaki nawiązał w tamtym czasie, gdyż wtedy zaczął się także jego głośny związek z Jadwigą Kasprowiczową, żoną przyjaciela i utalentowanego poety. Ostatecznie Kasprowiczowa porzuciła dla Przybyszewskiego męża i córki. Na tle skandalicznego romansu, który wstrząsnął środowiskiem twórczym, ciąża mało znanej malarki Pająkówny zdawała się błahostką.

Stanisława urodziła się 1 października 1901 r. w Krakowie. W dzieciństwie podróżowała z matką po Europie, mieszkała w Monachium i Wiedniu. Pająkówna jednak coraz bardziej chorowała i zmarła w 1912 r. Osieroconą 11-latką zajęli się przyjaciele rodziny i krewni, dzięki którym zdobyła solidne wykształcenie. Była niezwykle utalentowana pod wieloma względami. Władała czterema językami i grała na skrzypcach.

Po maturze w 1920 r., zachęcona przez ojca, przeniosła się z Krakowa do Poznania, gdzie Przybyszewski mieszkał wtedy z Kasprowiczową. Tam poznała swego przyszłego męża Jana Panieńskiego. Był początkującym malarzem, ślepo zapatrzonym w legendę Przebyszewskiego, z którym żył w bliskiej komitywie. Wraz z uwielbieniem do swojego idola przejął też jego słabość do morfiny.

Rewolucjonistka

Wzięli ślub w 1923 r. i zamieszkali w Gdańsku. Panieński uczył w tamtejszym Gimnazjum Polskim, ale już na jesieni 1925 r. wyjechał do Paryża, by spróbować szczęścia jako artysta. Dwa miesiące później zmarł. Jego ciało znaleziono w hotelowym pokoju. Przyczyną było najprawdopodobniej przedawkowanie narkotyków.

Przybyszewska nie rozpaczała, bo nie łączyła ich wielka miłość. Tak przynajmniej wynika z jej korespondencji. Swoje małżeństwo postrzegała jako ucieczkę przed niewygodnym statusem panny, a ślub określała mianem „legalizacji".

Po śmierci męża całkowicie zanurzyła się w pisarstwie. Prawie nie wychodziła z zaniedbanego, nieogrzewanego mieszkania. Żyła na skraju nędzy. W tym czasie wzgardziła twórczością ojca, którego wcześniej podziwiała. Doskonaliła pisarski warsztat kosztem zdrowia fizycznego i psychicznego. Czuła, że może osiągnąć szczyt albo stoczyć się w otchłań zapomnienia. Nie uznawała półśrodków.

Jednocześnie popadała w coraz większą depresję. W ostatnich listach próbowała pożyczyć od kuzynki pieniądze na piec grzewczy przed nadejściem zimy. „Mój upadek miał coś wręcz monumentalnego" – pisała zniechęcona w 1933 r. po warszawskiej premierze „Sprawy Dantona" w Teatrze Polskim w reżyserii Aleksandra Zelwerowicza. Brzmi to jak gorzkie podsumowanie życia. Dwa lata później zmarła wyniszczona biedą i narkotykami.

Maksymalistka

Nie wszystkie opowiadania z tomu „Cyrograf na własnej skórze" to skończone teksty. Nie wszystkie też są najwyższej próby. Jednak część z nich świadczy o tym, że mamy do czynienia z autorką nietuzinkową, o której zbyt łatwo zapomnieliśmy. Umiejętnie budowała pogłębione portrety psychologiczne. Potrafiła oddać duszną atmosferę coraz bardziej osaczającą bohaterów. Można też docenić niezwykłą erudycję i odniesienia do historii sztuki i literatury.

Ciągle krążyła wokół rewolucji, była tematem jej życia. Ale pisała też o ludziach wyjętych z historii i polityki. Nowela „A nasze młode lata" jest wstrząsającym wyznaniem pary kochanków, którzy zwierzają się z okrucieństw, których dopuścili się w dzieciństwie. Z kolei „Nie morderca jest winien" opowiada o ulicznych żebrakach, którzy stają się przekleństwem klasy średniej.

Na najwyższą uwagę zasługuje tytułowy„Cyrograf na własnej skórze" – kronika fikcyjnej rewolucji rozgrywającej się w latach 30. Zamiast gilotyny stosuje się gazowanie za pomocą specjalnych masek. Główną bohaterką jest rewolucjonistka Nina, zwolenniczka terroru. I jak to z rewolucjonistami bywa, prędzej czy później sama przez swój radykalizm „skończy pod maską".

Bohaterka, podobnie jak autorka – nawet w obliczu porażki i śmierci nie porzuca idei i przekonań. Widzi dla siebie tylko dwa rozwiązania: sukces albo śmierć.

Nie doczekała się uznania ani sławy w swoim krótkim 34-letnim życiu. Może dlatego, że córka legendarnego młodopolskiego twórcy była perfekcjonistką, owładniętą obsesją nieustannego samorozwoju. Swoje teksty mogła poprawiać w nieskończoność, nawet te najlepsze traktowała zaledwie jako przymiarki do czegoś wybitniejszego.

Po latach doceniono jej dzieła przeznaczone dla teatru. Zwłaszcza dramat „Sprawa Dantona", który Andrzej Wajda wystawił w 1975 r. w warszawskim Teatrze Powszechnym, a osiem lat później z sukcesem przeniósł na ekran w polsko-francuskiej obsadzie z Gerardem Depardieu w roli tytułowej. Ostatnia głośna inscenizacja tej sztuki miała miejsce we wrocławskim Teatrze Polskim w 2008 r. Reżyser Jan Klata w centrum dramatu umieścił Maximiliena de Robespierre'a, a nie Dantona. Taka interpretacja zdawała się bliższa intencjom Przybyszewskiej, która była zafascynowana postacią krwawego rewolucjonisty.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Literatura
Czesław Miłosz z przedmową Olgi Tokarczuk. Nowa edycja dzieł noblisty
Literatura
Nie żyje Leszek Bugajski, publicysta i krytyk literacki
Literatura
Ernest Bryll: zapomniany romantyk i Polak stojący w kolejce
Literatura
Nie żyje Ernest Bryll
Literatura
Premiera książki „Emilian Kamiński. Reżyser marzeń”