Korespondencja z Londynu
Wchodząc do wielkiej hali Olympia można zwątpić czy w tak gigantycznym natłoku stoisk i ludzi, ktoś zauważy polskich pisarzy i ich książki. To jednak tylko pierwsze wrażenie, bo od samego początku dostrzec można liczne bannery i plakaty reklamujące Market Focus Poland oraz nasz pawilon położony na wysokiej galerii.
Zanim jednak tam dotrzemy, trzeba minąć dziesiątki innych stoisk. M. in. Penguin Random House promujący nowe książki i spotkania z Paulą Hawkins i Robertem Harrisem. Zaraz obok mijamy stoisko scjentologów reklamujących książki ojca założyciela tej sekty. Parę kroków dalej intryguje stanowisko Policyjnej Akademii z Dubaju. Ale wbrew tym ciekawostkom London Book Fair to poważna impreza. Pojawia się nawet pytanie, czy nie nazbyt poważna. Bo branżowe imprezy to zazwyczaj nuda dla kogoś z zewnątrz.
Podobne obawy można było mieć w poniedziałek, podczas wykładów poświęconych Josephowi Conradowi. Brytyjczyków nie przekonamy, że był on polskim pisarzem, bo przecież tworzył w ich języku. Nie znaczy to, że nie mogą wciąż powstać znakomite spektakle, filmy czy książki inspirowane jego dorobkiem.
Poniedziałkowe wykłady w The British Library zbliżały się ku końcowi, gdy wręczono nagrodę polskich instytutów zagranicznych Piotrowi Florczykowi, Polakowi mieszkającemu w Kalifornii, który tłumaczy polską poezję i sam też tworzy, choć po angielsku. Florczyk zaskoczył wszystkich, bo okazał się przeciwieństwem stereotypu humanisty. Były sportsmen, medalista zawodów pływackich, energiczny i dowcipny. Chodząca promocja literatury i poezji. Jeszcze pewnie o nim usłyszymy.