Korespondencja z Londynu
Osiem lat temu Sylwester Bednarek był jednym z bohaterów mistrzostw świata w Berlinie. Zdobył brązowy medal, ucieszył siebie i kibiców, miał nadzieję na znacznie więcej. Kontuzje, operacje, rehabilitacja na długo przerwały tę obiecującą karierę, dopiero w tym roku skoczek odzyskał pełnię zdrowia i możliwość rywalizacji z najlepszymi na świecie.
Niestety, w słoneczny piątkowy poranek w Londynie nie przeszedł kwalifikacji do niedzielnego finału. Wiele pisać nie trzeba – granicą pewnego awansu była wysokość 2,31. Polak z wieloma innymi zaczął od 2,17. Skoczył za pierwszą próbą. Potem tak samo 2,22. Gdy poprzeczka wisiała na 2,26 potrzebował dwóch skoków.
Do tej chwili niepokoju nie było, ale gdy okazało się, że 2,29 przeskoczyło aż 17 skoczków, a Bednarek nie – trzeba było się godzić z porażką. Eliminacje trwały dalej, aż do 2,31 – za pierwszym razem skoczyło tyle tylko dwóch uczestników i to są najmocniejszy kandydaci do złota: Mutaz Essa Barshim i Bogdan Bondarenko. W finale będą startować dwaj skoczkowie z polskimi korzeniami – Brytyjczyk Robbie Grabarz, brązowy medalista olimpijski z Londynu oraz Mateusz Przybyłko z Niemiec, ale Bednarka nie zastąpią.
W piątkowy ranek zaczęli rywalizację dziesięcioboiści. Po trzech konkurencjach, biegu na 100 m, skoku w dal i pchnęciu kulą, prowadzi Francuz Kevin Mayer – 2703 pkt., przed Niemcem Rico Freimuthem (2678) i Amerykaninem Treyem Hardee (2647), dwukrotnym mistrzem świata z Berlina i Daegu. Lider przebiegł 100 m w 10,70 s, skoczył w dal 7,54 m i pchnął kulą 15,72 m.