Korespondencja z Londynu
Historia choroby i niespełnienia Isaaca Makwali z Botswany skończyła się w czwartkową noc o 21.52 czasu lokalnego. Po dość głośnym i dramatycznym początku, który oznaczał nagłą niedyspozycję żołądkową sportowca wywołaną przez norowirusy i wymuszoną przez IAAF nieobecność w finale biegu na 400 m, był finał na 200 m. Nowe, wielkie nadzieje na piękny koniec tej bajki. Niestety, takiego końca nie było.
Publiczność robiła co mogła. Gdy Makawala stanął na szóstym torze, odebrał raz jeszcze wiwaty. Surowa weryfikacja marzeń przyszła na ostatniej prostej. Dzielny Isaac był jeszcze wtedy blisko medalu, ale inni nie stracili tempa, to sprinter z Botswany stracił. Wygrał, to raczej niespodzianka, Ramil Guliyev, kiedyś reprezentant Azerbejdżanu, potem, po karencji, obywatel Turcji.
Czasy finału też wielkie nie były. Głosy, że Bolt, nawet w przeciętnej formie dałby radę, nie były rzadkie. Nowy mistrz uzyskał 20,09, wicemistrz Wayde Van Nikerk 20,11, trzeci na linii mety Jareem Richards też 20,11, ale współczesne zegary potrafią rozwiązać taki problem bez trudu. Srebrny medalista z RPA był o 0,001 sekundy szybszy (20,106 wobec 20,107) od brązowego z Trynidadu/Tobago. Isaac Makwala zajął szóste miejsce; czas 20,44 był najsłabszym w trzech biegach, w jakich startował.
Turcja się cieszy, Azerbejdżan pewnie nie, Guliyev (już jako Turek) biegał w finałach MŚ w Pekinie i igrzysk w Rio, ale do podium miał daleko. Jest za to podwójnym sprinterskim mistrzem igrzysk solidarności islamskiej – Baku'2017. Teraz nie tylko uszczęśliwił nowych rodaków, ale też przygasił gwiazdę Van Niekerka. W tym roku przebiegł 100 m w 9,97 s, jego rekord życiowy na 200 m – 19,88 pochodzi z 2015 roku. Czy jego gwiazda poświeci długo? W sprintach żadnej pewności nie ma.