Korespondencja z Londynu
We wtorek o 19.35 czasu londyńskiego na Stadionie Olimpijskim zrobiło się chłodno – było zaledwie 15 stopni, gdy tyczkarze rozpoczęli rozgrzewkę. Rzucały już oszczepniczki, byliśmy po dekoracjach medalowych. Publiczność grzała się przy biegach eliminacyjnych pań na 200 m, bo biegały Brytyjki (Polka Anna Kiełbasińska odpadła), ale polska uwaga była na skoczni, gdzie w najlepszej dwunastce szykowali się Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski.
Rozgrzali się dobrze. 5,50 obaj skoczyli elegancko w pierwszej próbie, obaj w długich czerwonych spodniach służbowych, różnica taka, że mistrz świata z Daegu zrobił to kilka chwil później, niż halowy mistrz Europy z Belgradu, który otwierał konkurs. Renaud Lavillenie czekał.
Piętnaście centymetrów wyżej w konkursie została ósemka. Wśród tych, którzy dwukrotnie strącili 5,65 był Lisek, ale w chwili, gdy Czeszka Barbora Spotakova, dwukrotna mistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem, właśnie świętowała pierwszy tytuł mistrzyni świata, Polak skoczył. Wojciechowski z miną pokerzysty – znów w pierwszej próbie. Lavillenie już nie czekał, zaliczył wysokość bez trudu, tak samo Sam Kendricks.
Kolejnośc rzecz święta, Piotr Lisek musiał w kilka minut zebrać się do skoku na wysokości 5,75 m, zrobił to doskonale i przez chwilę mieliśmy na tablicy wyników polskiego lidera, ale rywale nie gapy: Changrui Xue , Kendricks i Lavillenie wciąż byli bezbłędni. Gdy Joanna Linkiewicz biegła w półfinale na 400 m ppł. Wojciechowski szykował się do poprawki, gdy było już wiadomo, że nie awansowała, skoczył. Ręka dumnie w górę.