Najbardziej niechciany mistrz świata

Usain Bolt bez złota na 100 m. Przegrał z Justinem Gatlinem i Christianem Colemanem. Stadion w Londynie i tak wykrzyczał tylko jedno nazwisko. Polscy dyskobole bez medali.

Aktualizacja: 06.08.2017 07:03 Publikacja: 05.08.2017 23:27

Najbardziej niechciany mistrz świata

Foto: AFP

Korespondencja z Londynu

To będzie historia do opowiadana po latach. Mistrzem świata został skruszony sprinter z dyskwalifikacją dopingową w życiorysie (a nawet dwiema), ale kibice brytyjscy fetowali wyłącznie brązowego medalistę – legendę sprintu Usaina Bolta. Złotemu zostały gwizdy i buczenie, na srebnego nikt nie zwrócił uwagi.

Stanęli w blokach startowych. Bolt na torze nr 3, Coleman na torze nr 4, Akani Simbine z RPA na piątym, Yohan Blake, kolega Usaina na kolejnym, tradycyjnie wybuczany Justin Gatlin na siódmym. Wbrew pozorom, reakcja startowa Bolta była dobra, problemy pojawiły się podczas kilku początkowych kroków. Rywale zrobili je znacznie szybciej.

Gatlin zyskał sporą przewagę, nadzieja stadionu, że rekordzista świata wszystko odrobi, że poprzednie dość przeciętne starty były tylko kamuflażem, okazały się płonne. Nie odrobił, nie był Błyskawicą, jak dawniej. Był tym, który jest już zmęczony. Rozpędu długich nóg wystarczyło ledwie na trzecie miejsce, w czasie jak na normy Boltowe skromnym – 9,95. Gatlin miał 9,92, młody Coleman – 9,94.

Po biegu jedni zamarli, drudzy krzyczeli, ponad 50 tysięcy ludzi nie wiedziało przez chwilę kto wygrał, albo raczej nie dopuszczało do siebie, że nie wygrał ten, co powinien. Szum niepewności był ogromny i z chwilą podania na tablicy świetlnej nazwiska mistrza – zamienił się w potężne buczenie. Potem skandowanie: Usain Bolt! Usain Bolt! Usain Bolt!

Finał sprintu był niezwykły, ale wcześniej też było na co patrzeć, choć przyznajmy, konkurs rzutu dyskiem nie wytworzył nawet ułamka tego napięcia, co bieg na 100 m. Wygrał Andrius Gudzius z Litwy, rzucił 69,21 m, wyprzedził tylko o 2 cm lidera list światowych Szweda Daniela Stahla i o ponad metr Amerykanina Masona Finleya. Piotr Małachowski był piąty (65,24), Robert Urbanek siódmy (64,15). Polaków rozdzielił Niemiec Robert Harting, z którym serdecznie się uściskali po konkursie.

Rozstrzygnięcie przyszło już w drugiej serii, teraz to raczej norma, by początek rywalizacji był mocny. Najlepiej zaczął Finley – 68,03 w pierwszej próbie dało mu rekord życiowy i prowadzenie, ale zaledwie na kilka minut. Najpierw przebił go Szwed, za chwilę Litwin i mocniejszych od nich już nie było do końca.

Polacy mniej więcej w tegorocznej normie, rzucali równo, ale – jak mówią skoczkowie narciarscy – bez błysku. Małachowski stwierdził, że piąte miejsce przyjąłby z radością, gdyby wyzwolił w konkursie więcej bojowości. Nie wyzwolił, nogi nie kręciły się dostatecznie szybko, wynik powyżej 65 m, to obecny standard dwukrotnego wicemistrza olimpijskiego. Urbanek też przesadnie nie narzekał, w końcu awans na MŚ zdobył względnie późno, miejsce w tzw. wąskim finale jest, ale jak już się kiedyś stało na podium, to powtórka na pewno się marzy.

Gdy walczyli dyskobole, Angelika Cichocka wbiegła do finału na dystansie 1500 m. Pobiegła w półfinale bardzo mądrze, pilnowała liderek, włączyła przyspieszenie w idealnej chwili, by zająć czwarte miejsce, dające awans bez stresu oczekiwania na czasy drugiej grupy.

Ten bieg wygrała mistrzyni olimpijska Faith Kipyegon (finałowe okrążenie przebiegła w 62 sekundy), Polkę (4.03,96) wyprzedziły jeszcze Laura Muir i wciąż nieco tajemnicza Caster Semenya (niektórzy wciąż sądzą, że zdobędzie złoto na obu średnich dystansach), ale różnice były niewielkie. Omal nie odpadła broniąca złota z Pekinu Genzebe Dibaba, czas miała jednak wystarczająco dobry, by awansować.

Sofia Ennaoui w drugiej serii pólfinałow na 1500 m była piąta (4.05,80), walczyła dzielnie, zabrakło 0,05 s, zapewne straciła je w chwilach zrywów w pierwszej części biegu. Finał z Cichocką odbędzie się poniedziałek o 22.50 czasu polskiego.

Startowały siedmioboistki (po trzech konkurencjach prowadzi Niemka Carolin Schaefer), skakali w dal skoczkowie, zwyciężył Luvo Manyonga z RPA – 8,48, na czwartej pozycji pojawił się Aleksander Mienkow z Rosji, który w oficjalnych dokumentach występuje jako ANA – Authorised Neutral Athlete. Znany z wielu aren kolejny afrykański mecz Etiopia – Kenia na dystansie 10 000 m stoczyły biegaczki. Wygrała Etiopa: złoto dla Almaz Ayany, srebro dla Tirunesh Dibaby.

Wszyscy czekali jednak na finał 100 m, którego wynik przesądził, że mistrzostwa mają nową narrację: Usain Bolt jest ponad porażką. W zasadzie wygrywa, nawet gdy przegrywa. Ta zabawa zaczęła się tak naprawdę parę godzin wcześniej, gdy w trzecim półfinale po słabym starcie – mistrz z Jamajki dopiero od połowy dystansu zaczął doganiać prowadzącego Colemana. Jak miał do niego metr, zaczął z uwagą przyglądać się rywalowi. Patrzył, patrzył, aż rywal też spojrzał w prawo i dojrzał lekki uśmiech Bolta. Wtedy jeszcze wierzono, że to tylko maskowanie siły.

Tuż przed finałem stumetrówki atmosferę podgrzał w stary sposób pewien brytyjski widz, który wbiegł na murawę stadionu ubrany tylko w buty sportowe. Stadion oczywiście zauważył golasa, lecz służby wykonały swoje zadanie w kilkanaście sekund i było po rozrywce.

Stadion eksplodował na finałowe wejście rekordzisty świata na bieżnię, następnie eksplodował w czasie biegu i na długie zejście po finale. Gatlin zepsuł wielu ludziom święto, ale i tak hołd dla Bolta był ogromny. Kibice bili brawo, krzyczeli, nie chcieli dać mu zejść, chcieli jasnego odróżnienia dobra od zła, chcieli mitu, podział symbolizowany przez postacie Bolta i Gatlina musi przecież trwać.

Usain zrobił co miał zrobić: wyściskał zwycięzcę, uśmiechał się do świata, dziękował, robił błyskawicę, machał dwiema flagami: Jamajki i Wielkiej Brytania, odbył rundę honorową. Gatlin w tym czasie poszedł już do amerykańskiej telewizji. Nie chciał słyszeć tego zgiełku, wie, że jest i będzie przez lata najbardziej niechcianym mistrzem świata. Klękanie przez Boltem też mu nie pomoże.

Na kolejne takie emocje trzeba poczekać do soboty 12 sierpnia. O 11.55 ruszą eliminacje sztafet 4x100 m, o 22.50 zaplanowano finał. Już ostatni finał z legendą.

> Podium i okolice:

Rzut dyskiem mężczyzn: 1. A. Gudzius (Litwa) 69,21; 2. D. Stahl (Szwecja) 69,19; 3. M. Finley (USA) 68,03;... 5. P. Małachowski (Polska) 64,24; 7. R. Urbanek (Polska) 64,15.

Skok w dal mężczyzn: 1. L. Manyonga (RPA) 8,48; 2. J. Lawson (USA) 8,44; 3. R. Samaai (RPA) 8,32.

10 000 m kobiet: 1. A. Ayana (Etiopia) 30.16,32; 2. T. Dibaba (Etiopia) 31.02,69; 3. A. Jebet Tirop (Kenia) 31.03,50.

100 m mężczyzn: 1. J. Gatlin (USA) 9,92; 2. C. Coleman (USA) 9,94; 3. U. Bolt (Jamajka) 9,95.

Korespondencja z Londynu

To będzie historia do opowiadana po latach. Mistrzem świata został skruszony sprinter z dyskwalifikacją dopingową w życiorysie (a nawet dwiema), ale kibice brytyjscy fetowali wyłącznie brązowego medalistę – legendę sprintu Usaina Bolta. Złotemu zostały gwizdy i buczenie, na srebnego nikt nie zwrócił uwagi.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Lekkoatletyka
Maria Żodzik dostała polski paszport. Nowa nadzieja na igrzyska
LEKKOATLETYKA
Ewa Swoboda wreszcie dojrzała i zdradziła tajemnicę sukcesu
Lekkoatletyka
Dzień Kobiet przyszedł wcześniej. Co wiemy po MŚ w Glasgow?
Lekkoatletyka
Pia Skrzyszowska medalistką halowych mistrzostw świata! Brąz podlany łzami
Lekkoatletyka
Ewa Swoboda halową wicemistrzynią świata. Kim jest dziewczyna z tatuażami