6750 zł brutto dostanie od lipca lekarz specjalista, który zdecyduje się na pracę w jednym szpitalu – przewiduje porozumienie podpisane 8 lutego przez ministra zdrowia i Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). To znaczny wzrost w stosunku do przyjętej dziś w większości szpitali kwoty 4,5 tys. zł brutto. Kłopot w tym, że w dokumencie, który podpisał minister zdrowia Łukasz Szumowski, zabrakło źródeł finansowania. A to pozwala przypuszczać, że podwyżki zostaną sfinansowane ze środków, jakie Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalom za leczenie pacjentów, a tym samym spowodują wzrost kolejek do świadczeń.
Dla szpitali podwyżka wyniesie jednak nie 2250 zł, które stanowi różnicę między przyszłą a obecnie obowiązującą stawką, ale 4275 zł, bo będą musieli doliczyć 30-proc.koszty płacowe, jakie pracodawca odprowadza do ZUS. Według Naczelnej Izby Lekarskiej (NIL) specjalistów, którzy w szpitalach pracują na etatach, jest dziś ok. 6 tys., co dawałoby łączną sumę 25,6 mln miesięcznie. Doktor Jerzy Gryglewicz z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego zwraca uwagę, że w niektórych placówkach podwyżki, a co za tym idzie, również koszty płacowe, będą znacznie wyższe:
– Część specjalistów dziedzin niedofinansowanych, np. psychiatrii, zarabia dziś znacznie poniżej średniej, ok. 3,5 tys. zł – mówi dr Gryglewicz. Przyznaje jednak, że są specjalizacje, które od dawna zarabiają więcej niż 6,7 tys. zł. Jak dowiadujemy się od dyrektorów, to głównie anestezjolodzy, neonatolodzy i lekarze pracujący na SOR, czyli szpitalnym oddziale ratunkowym.
Większości placówek przyjdzie jednak dopłacić za lojalkę specjalisty, co może poważnie nadszarpnąć ich budżet:
– Jeżeli te pieniądze mają pochodzić ze środków na świadczenia, budżet szpitala może się nie zbilansować – przyznaje Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor stołecznego Szpitala Bielańskiego, który w różnych wymiarach zatrudnia 550 specjalistów, w tym ponad 300 na etacie. Wciąż łudzi się, że obiecany przez ministra wzrost wynagrodzeń będzie finansowany z odrębnej puli, jak „zembalówka", czyli podwyżki 4 x 400 zł brutto, które w 2015 r. zagwarantował pielęgniarkom ówczesny minister Marian Zembala. Ma nadzieję, że nie powtórzy się historia z obiecanymi w lipcu przez wiceministra Marka Tombarkiewicza podwyżkami dla ratowników. W dokumencie zabrakło źródła finansowania i ciężar wzrostu wynagrodzeń spadł na szpitale. A ponieważ podwyżki musiałyby zostać sfinansowane ze środków na leczenie, wielu dyrektorów po prostu ich nie wypłaciło.