Złoto, które się należało

Polscy skoczkowie zostali mistrzami świata – z uśmiechem i pewnością swej siły. Za nimi na podium Norwegia i Austria.

Aktualizacja: 05.03.2017 05:54 Publikacja: 04.03.2017 21:11

Złoto, które się należało

Foto: Fotorzepa/ Krzysztof Rawa

—korespondencja z Lahti

Przepis na to zwycięstwo był w zasadzie prosty: wesoły Piotr Żyła, poważny Maciej Kot, solidny Dawid Kubacki i odporny Kamil Stoch plus ambitny trener Stefan Horngacher i zgrana ekipa wsparcia do smaku.

Podnosili polskim kibicom poziom adrenaliny od pierwszego skoku Piotr Żyły, do ostatniego – Kamila Stocha. Prowadzili od początku, potem można było z rosnącą radością, notować zmiany dystansu do najbliższych rywali. To inny, ale pouczający skrócony zapis tej opowieści: najpierw prowadzili o 2,4 punktu (Żyła), potem kolejno: 7,7 (Kubacki); 18,2 (Kot); 17,4 (Stoch); 6,4 (Żyła); 28,6 (Kubacki); 24,9 (Kot) i 25,7 (Stoch) na szczęśliwy koniec. Na drugim miejscu pojawiali się kolejno Norwegowie, Niemcy, Austriacy, znów Niemcy, znów Austriacy i w końcu Norwegowie.

Nie ma sensu analiza, który z Polaków skoczył lepiej, który gorzej, bo żaden nie miał wpadki, żaden nie zawiódł, każdy włożył w konkurs tyle talentu i pracy, ile miał w ten sobotni wieczór. Denerwowali się rywale, bo oni nie mieli tej pewności w każdej próbie.

Płakał Andreas Fannemel, gdy pospuł drugi skok i myślał, że z medalu nici. Spuścił głowę Stefan Leyhe, gdy pogrzebał szansę drużyny fatalną próbą na odległość 103,5 m. Gregor Schlierenzauer był najsłabszy w drużynie Austrii. Z drugiej strony zdarzały się skoki wybitne – najwięcej punktów w konkursie znów zdobył Stefan Kraft – podwójne mistrzostwo świata to nie jest przypadek. Rekord skoczni Forfanga też ubarwił konkurs – ale 138 m to był też potężny podmuch pod narty, ten skok wcale nie oznaczał najwyższych not.

To, co działo się potem widziało już niewiele osób, a warto było zobaczyć radość ekipy i szacunek rywali, usłyszeć Mazurek Dąbrowskiego na rynku, oglądać szczęście czwórki ludzi, którzy poza oczywistymi różnicami charakterów i pasji, stanowią zgraną paczkę przyjaciół. – Oni naprawdę się lubią, naprawdę tworzą grupę, która nie ucieka od siebie po zawodach i treningach – mówiła „Rz" Ewa Bilan-Stoch, która od kilku dni wspiera męża w Lahti.

Hymn wybrzmiał, okrzyki szczęścia też, fotki z kibicami zostały zrobione, na poważne podsumowania po dekoracji było za wcześnie. – Mam nadzieję, że będzie impreza! – wołał Piotr Żyła. – W tym sezonie kilka konkursów, więc wielkiej imprezy nie będzie, ale na pewno będziemy świętować – dodał skromniej Dawid Kubacki. – Słowa zostały przelane na czyny i możemy świętować – dodał Maciej Kot. – A ja jestem dumny! – zakończył Kamil Stoch.

Każdy, kogo pytano potwierdzał, że Polacy byli mocnymi kandydatami do złota. Dwa razy na trzy zespołowe starty wygrywali tej zimy w Pucharze Świata. Kto miał chęć i sumował wyniki indywidualne poprzednich konkursów w Lahti, nawet treningów albo serii próbnych – też dostawał jednoznaczny wynik – w drużynie są bezprzecznie najlepsi na świecie. To jest największa zasługa Horngachera – stworzył drużynę.

Sport to oczywiście nie jest prosta arytmetyka, zwłaszcza skoki narciarskie, ze swą zależnością od wiatru, opadów, nastrojów sędziowskich, wymiaru kombinezonów, jakości wiązań, zużycia butów, humorów zawodników i, według wielu, z odrobiną magii. Ale choć w sporcie nic się nie należy – to to zwycięstwo Polakom trochę się należało. Za upór, pracowitość, zaciętość, ambicję i głęboką wiarę, że jak się robi wszystko jak należy, w dodatku na 100 procent normy, to nagroda w końcu będzie.

Z pełną pokorą wobec nieprzewidywalności sportu – widać było jak Polacy z idą, a raczej skaczą po swoje. To była, z naszego punktu widzenia, fascynująca opowieść o radości skakania w ośmiu podobnych, udanych odcinkach. Dobrze, że się zdarzyła, dobrze, że nie było przypadku, ani niepomyślnego zwrotu akcji. Dzięki skoczkom mistrzostwa w Lahti będziemy pamiętać długo i dobrze. Pierwsze złoto drużynowe w kronikach polskich startów na mistrzostwach świata stało się faktem. Teraz pozostaje miła perspektywa myślenia o tym, czy podobnie będzie w Pucharze Świata.

 

 

 

Podium i okolice:

Konkurs drużynowy na dużej skoczni:

  1. Polska 1104,2
    (P. Żyła 130,5 i 123; D. Kubacki 129 i 119,5; M. Kot 130,5 i 121,5; K. Stoch 130,5 i 124,5)
  2. Norwegia 1078,5
    (A. Fannemel 131 i 112,5; J. A. Forfang 126,5 i 138; D. A. Tande 126 i 126; A. Stjernen 127,5 i 125,5)
  3. Austria 1068,9
    (M. Hayboeck 130 i 118,5; M. Fettner 126,5 i 121; G. Schlierenzauer 124 i 113,5; S. Kraft 134 i 126)
  4. Niemcy 1052,9
    (M. Eisenbichler 130,5 i 130,5; S. Leyhe 124,5 i 103,5; R. Freitag 128,5 i 124; A. Wellinger 130,5 i 119).

Klasyfikacja medalowa MŚ (po 20 z 21 konkurencji):

  1. Norwegia 18 (7-6-5)
  2. Niemcy 11 (6-3-2)
  3. Rosja 5 (2-3-0)
  4. Austria 5 (2-1-2)
  5. Finlandia 4 (1-1-2)
  6. Włochy 2 (1-1-0)
  7. Polska 2 (1-0-1)
  8. Japonia 5 (0-2-3)
  9. Szwecja 4 (0-2-2)
  10. USA 3 (0-1-2)
  11. Francja 1 (0-0-1)

—korespondencja z Lahti

Przepis na to zwycięstwo był w zasadzie prosty: wesoły Piotr Żyła, poważny Maciej Kot, solidny Dawid Kubacki i odporny Kamil Stoch plus ambitny trener Stefan Horngacher i zgrana ekipa wsparcia do smaku.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
NOWE TECHNOLOGIE
Pranksterzy z Rosji coraz groźniejsi. Mogą używać sztucznej inteligencji
Sport
Nie żyje Julia Wójcik. Reprezentantka Polski miała 17 lat
Olimpizm
MKOl wydał oświadczenie. Rosyjskie igrzyska przyjaźni są "wrogie i cyniczne"
Sport
Ruszyła kolejna edycja lekcji WF przygotowanych przez Monikę Pyrek
Sport
Witold Bańka: Igrzyska olimpijskie? W Paryżu nie będzie zbyt wielu Rosjan