Lahti: W skokach bez polskich medali

Nie tak miało być: w skokach bez polskich medali. Jutro na 10 km pobiegnie Justyna Kowalczyk.

Aktualizacja: 26.02.2017 20:27 Publikacja: 26.02.2017 18:58

Stefan Kraft – mistrz świata na ramionach rodaków Manuela Fettnera i Gregora Schlierenzauera.

Stefan Kraft – mistrz świata na ramionach rodaków Manuela Fettnera i Gregora Schlierenzauera.

Foto: PAP/EPA

Relacja z Lahti

Meldunek z trasy narciarskiej wygląda w miarę optymistycznie: Justyna Kowalczyk w niedzielę ruszyła na własne życzenie docierać formę (Józef Łuszczek z trenerem Edwardem Budnym chętniej stosują od lat zwrot: przepalić się) w sprincie drużynowym w towarzystwie Eweliny Marcisz i z tego tarcia wyszło dziewiąte miejsce w finale.

Scenariusz tej konkurencji wygląda tak, że panie (i panowie) wyruszają na pętlę długości 1,3 km naprzemiennie po trzy razy. To coś w rodzaju przedłużonej sztafety, do której słowo sprint tak do końca nie pasuje, gdyż w nogach każdej uczestniczce i uczestnikowi zostaje 7,8 km biegu w tempie szalonym, na pewno dobrym do przepalenia, bo mięśnie rozgrzewają się do czerwoności.

Miłą niespodzianką był sam awans Polek do finału. Pani Justyna była oczywiście głównym motorem tego awansu, pani Ewelina silnikiem wspomagającym, bo to jest młoda siła polskich biegów, ale już po przejściach – kibice miłośnicy mediów społecznościowych zapewne pamiętają jej zdjęcia z minionego roku, ze wspólnego pobytu z Justyną Kowalczyk u doktora Stanisława Szymanika w krakowskim szpitalu św. Rafała, kiedy jedna ratowała chorą piętę, druga kolano.

Scenariusz był dość przewidywalny. Zaczynała Marcisz, dość szybko traciła dystans do liderek. Zanim zniknęła w leśnej przecince, jeszcze z trybun stadionu było widać, że trudno jej utrzymać tempo nawet na pierwszym podbiegu. Jej sławniejsza partnerka w pocie czoła odrabiała jednak, ile się dało, budując napięcie, mniej więcej na poziomie ósmego miejsca.

Na ostatnim okrążeniu wyjaśniło się, że na Norweżki (czyli mistrzynię sprintu Maiken Caspersen Fallę i Heidi Weng) sposobu nikt nie znalazł. Wbrew przewidywaniom srebro zdobyły Rosjanki (Julia Biełorukowa i Natalia Matwiejewa), Amerykanki zabrały Szwedkom brąz, ale my patrzyliśmy tam, gdzie po okrążeniu zalesionej górki szusowała w dali pani Justyna po ósme miejsce, które jednak w ostatniej chwili musiała oddać Słowenkom. Przyczyną był finałowy trudny zakręt na zjeździe, Polka upadła i dała szansę Anamarii Lampić. Nie ona jedna fiknęła na wyślizganym śniegu, Marcisz tam leżała w półfinale, inne dziewczęta też.

Polki wyprzedziły w finale Włoszki, ten mały sukces na pewno ucieszył panią Ewelinę, choć ósme miejsce przyjęłaby zapewne z większą radością: dawało stypendium sportowe. – Jeżeli zajęłybyśmy to ósme miejsce, to jednak tylko dzięki Justynie. Odwaliła kawał dobrej roboty. Dziewiąte miejsce to też jej zasługa, choć dałam z siebie wszystko. Byłam zestresowana, bo biegłam z Justyną i nie chciałam jej zawieść. Jestem jej wdzięczna, że chciała ze mną wystartować, i że znalazłyśmy się w finale. Po przerwie jeszcze nie jestem w stanie biegać w sprintach tak, jak wcześniej – skromnie oceniała swój występ Ewelina Marcisz.

Justyna Kowalczyk za uśmiechem chyba trochę kryła rosnące emocje przed biegiem na 10 km stylem klasycznym we wtorek. Temu startowi podporządkowała tegoroczną pracę i długie przerwy w pucharowych startach. Ten bieg być może będzie miał duży wpływ na kolejne sportowe marzenia pani Justyny. O bojowy nastrój polskiej mistrzyni martwić się nie trzeba, byle ciało nie zawiodło ducha. No i żeby udało się smarowanie, bo prognozy mówią o deszczu.

Sztafetowe sprinty to względnie młoda konkurencja narciarskich mistrzostw świata – rozgrywana jest od 2005 roku. Kibice mają za co ją lubić: jest bardzo dynamiczna (jeden wyścig z pięcioma zmianami trwa u pań ok. 20 minut, u panów mniej), no i niesie częste zmiany sytuacji.

W finale męskim (z udziałem Macieja Staręgi i Dominika Burego – zajęli ostatnią, dziesiątą pozycję) ta decydująca o medalach zmiana zdarzyła się niemal na ostatniej prostej – prowadził Norweg Emil Iversen, doścignął go Fin Iivo Niskanen. Publiczność fińska o takich atrakcjach kilka lat temu nawet nie mogła pomyśleć z przyczyn wstydliwych: upadek dopingowy sprzed lat miał długie konsekwencje.

Młodzi następcy jednak podrośli, Niskanen (rocznik 1992) jest jednym z nich i już, już miał zapewnić rodakom niedzielną euforię, gdy w zapale wyprzedzania podciął biegnącego tuż przed nim rywala. Iversen fiknął koziołka, w locie jeszcze podciął Fina. Siergiej Ustiugow i Federico Pelegrino takich prezentów nie marnują. Tyle dla Finów dobrego, że sprawca zamieszania wstał przed Norwegiem i zdążył zdobyć brąz. Sędziowie uznali, że winnego nie wskażą i wynik utrzymali, choć, rzecz jasna, oceny tego werdyktu w zainteresowanych ekipach pozostały całkowicie rozbieżne.

Brak polskiego medalu na skoczni wobec wcześniejszej demonstracji siły podczas treningów i kwalifikacji wzbudził pewną troskę oraz poszukiwanie win u sędziów od stylu, którzy rzeczywiście trochę się pogubili. Ktoś nawet wykrył, że juror japoński miał problem z obsługą urządzenia wysyłającego notę do komputera i mógł z tej przyczyny popełniać pomyłki, ale są też opinie, że konkurs był po prostu dobry, poziom bardzo wysoki, różnice niewielkie i afery z not robić nie warto.

Trener Stefan Horngacher ma na to jedną receptę: praca. A także jednodniowa cisza medialna. W poniedziałek, w dniu wolnym od rywalizacji o medale (dla publiczności są jednak liczne imprezy towarzyszące), skoczkowie zjawią się na pierwszym treningu na dużej skoczni i zobaczymy, czy zakaz jest ścisły. Może być, bo czas dla dziennikarzy w eleganckim hotelu Polaków w miejscowości Vierumaki, niespełna 30 km na północny wschód od Lahti, wyznaczono oficjalnie na wtorek o 10 rano.

Program wydarzeń ważnych dla polskiego kibica w najbliższych dniach wygląda następująco: poniedziałek – treningi skoczków (od 9.00); wtorek (12.45) – bieg kobiet na 10 km stylem klasycznym oraz o 16.00 kolejne serie treningowe na dużej skoczni; środa (15.30) – kwalifikacje do konkursu indywidualnego; czwartek (16.30) – konkurs poprzedzony sztafetą kobiecą (14.00) 4x5 km z Justyną Kowalczyk żegnającą mistrzostwa.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: k.rawa@rp.pl

Podium i okolice

Sobota: Konkurs indywidualny mężczyzn (HS100): 1. S. Kraft (Austria) 270,8 (99,5 i 98); 2. A. Wellinger 268,7 (96,5 i 100); 3. M. Eisenbichler (obaj Niemcy) 263,6 (95 i 100,5); 4. K. Stoch 262,5 (96,5 i 99); 5. M. Kot 255,1 (95 i 95,5); ...8. D. Kubacki 251,5 (96,5 i 93,5); 19. P. Żyła (wszyscy Polska) 240,2 (91,5 i 94).

Bieg łączony kobiet (7,5+7,5 km): 1. M. Bjoergen (Norwegia) 37.57,5; 2. K. Pärmäkoski (Finlandia) 38.02,3; 3. C. Kalla (Szwecja) ... 37. K. Kubińska; 44. M. Galewicz (obie Polska)

Bieg łączony mężczyzn (15+15 km): 1. S. Ustiugow (Rosja) 1:09.16,7; 2. M. J. Sundby 1:09.23,4; 3. F. H. Krogh (obaj Norwegia) 1:09.48,5; ... 51. J. Antolec (Polska) 1:17.26,0.

Niedziela: Sprint drużynowy kobiet (6x1,3 km st. klas.): 1. Norwegia (H. Weng, M. C. Falla) 20.20,5; 2. Rosja (J. Biełorukowa, N. Matwiejewa) 20.26,1; 3. USA (S. Bjornsen. J. Diggins) 20.38,9; ... 9. Polska (E. Marcisz, J. Kowalczyk) 21.09,5.

Sprint drużynowy mężczyzn (6x1,3 km st. klas.): 1. Rosja (N. Kriukow, S. Ustiugow) 17.40,7; 2. Włochy (D. Noeckler, F. Pellegrino) 17.42,8; 3. Finlandia (S. Jauhojaervi, I. Niskanen) 17.49,3; ... 10. Polska (D. Bury, M. Staręga) 18.55,8.

Kombinacja norweska – drużynowo (HS100, 4x5 km st. łyżwowym): 1. Niemcy (B. Kircheisen, E. Frentzel, F. Riessle, J. Rydzek) 47.57,3; 2. Norwegia (M. H. Moan, M. Kokslien, M. Krog, J. Graabak) 47.32,0; 3. Austria (B. Gruber, M. Seidl, P. Orter, P. Gerstgraser) 47,56,0.

Skoki – konkurs drużyn mieszanych (HS100): 1. Niemcy 1035,5 (C. Vogt, M. Eisenbichler, S. Wuerth, A. Wellinger); 2. Austria 999,3 (D. Iraschko-Stolz, M. Hayboeck, J. Seifriedsberger, S. Kraft); 3. Japonia 979,7 (S. Takanashi, T. Takeuchi, Y. Ito, D. Ito).

Opinie

Stefan Kraft, mistrz świata na skoczni normalnej

Nie marzyłem o tym, że mogę zostać mistrzem świata na tej skoczni. Zwykle im większy obiekt, tym lepsze moje skoki. Myślałem, że Kamil Stoch skoczy jakieś 100 m, ale widać, że w skokach niewielki błąd może spowodować dużą stratę. Trener Heinz Kuttin powiedział, że los oddał mi to, co zabrał podczas Turnieju Czterech Skoczni. Mogłem walczyć o zwycięstwo, ale zachorowałem. W drugiej serii, siedząc na górze, widziałem stumetrowy skok Andreasa Wellingera. Zrobił wrażenie, stałem się trochę nerwowy, ale pomyślałem, że ja też mogę tego dokonać. Latem mieliśmy szkolenie z sędzią, który pokazywał nam, co i jak powinniśmy robić, by mieć dobre noty za styl. Jako wzór pokazywał Wolfganga Loitzla. Zrobię co w mojej mocy, by powtórzyć sukces na dużej skoczni, ale wiem, że co najmniej dziesięciu zawodników jest w stanie sięgnąć po medal.

Kamil Stoch, czwarty w sobotnim konkursie

Wynik jest na miarę moich skoków. Nie były najlepsze, były dobre, czwarta pozycja odzwierciedla tę postawę. Nie uważam, że miałem pecha. To co powiem, nie będzie zbyt odkrywcze: do podium zabrakło niewiele, lecz nie czuję się ani zły, ani zirytowany. Wykonałem dobrą pracę, wiem, że stać mnie na więcej. Kraft i Wellinger nie byli poza moim zasięgiem. Różnice były niewielkie. Jestem trochę zawiedziony, ale uważam, że mam do tego prawo. Po prostu mogło być lepiej. Szkoda, że w konkursie nie oddałem takiego skoku jak w kwalifikacjach, gdy pobiłem rekord skoczni. Jednak szansa na medale jeszcze jest, więc nie mam powodu, by się denerwować.

Trzeba podnieść głowę i iść dalej. Może na dużej skoczni będzie tak jak trzeba. Mój sposób na wyczyszczenie umysłu po sobotnim konkursie? Już myślami jestem na większej skoczni Salpausselkä.

Maciej Kot, piąty w Lahti

Gdyby to był Puchar Świata, byłbym z tego piątego miejsca zadowolony. Zdobyłbym sporo punktów. W mistrzostwach świata liczą się jednak tylko trzy pierwsze pozycje. Cele były wyższe, nie zrealizowałem ich. Skoki były dobre, pierwszy może minimalnie gorszy, ale wciąż na wysokim poziomie. Ale inni po prostu skakali lepiej. Gdyby pojawiły się skoki-petardy, to te fajerwerki strzelałyby dla nas. W kwestii ocen stylu mogę tylko powiedzieć, jakie są moje odczucia: ja i Kamil wylądowaliśmy ładniej od Markusa Eisenbichlera. Ale gdybym skoczył dwa metry dalej od Niemca, to noty nie grałyby roli. Trzech Polaków w dziesiątce nie jest złym wynikiem, ale wiadomo, że wszyscy chcieli medali, a tego dziś nie ma. Zostały jeszcze dwie szanse. Lubię dużą skocznię, na niej potrzebne są tylko normalne skoki z błyskiem i szczęściem.

Dawid Kubacki , ósmy na skoczni normalnej

Jestem zadowolony. Wiadomo, że są to mistrzostwa świata i tutaj liczą się tylko pozycje medalowe, reszta jest mniej istotna, ale uważam, że dziś wykonałem solidną robotę. Moje skoki były na bardzo przyzwoitym poziomie. Nie kombinowałem, prezentowałem to, co wytrenowałem. Zabrakło mi trochę do medalu, ale ósme miejsce jest dla mnie dobrą motywacją. Trójka w dziesiątce mistrzostw świata, to także bardzo dobry wynik. Na pewno było w konkursie mistrzowskim jest więcej stresu i emocji, tym bardziej jestem zadowolony, że sobie z tym poradziłem. Pokazałem się z dobrej strony.

— w Lahti wysłuchał Krzysztof Rawa

Relacja z Lahti

Meldunek z trasy narciarskiej wygląda w miarę optymistycznie: Justyna Kowalczyk w niedzielę ruszyła na własne życzenie docierać formę (Józef Łuszczek z trenerem Edwardem Budnym chętniej stosują od lat zwrot: przepalić się) w sprincie drużynowym w towarzystwie Eweliny Marcisz i z tego tarcia wyszło dziewiąte miejsce w finale.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową