Marek Posobkiewicz: Przez radio opóźnił poród na morzu

Opłacało się siedzieć w okopach, gdy studenci cywilni mieli wakacje – mówi Marek Posobkiewicz, komandor podporucznik.

Publikacja: 23.03.2017 21:00

Marek Posobkiewicz – komandor podporucznik w stanie spoczynku, lekarz po Wojskowej Akademii Medyczne

Marek Posobkiewicz – komandor podporucznik w stanie spoczynku, lekarz po Wojskowej Akademii Medycznej ze specjalizacją z chorób wewnętrznych, medycyny morskiej i tropikalnej. Były szef służby zdrowia Komendy Portu Wojennego w Świnoujściu. Obecnie główny inspektor sanitarny, rapujący jako Gisu.

Foto: materiały prasowe

Rz: Jest pan jednym z dwóch lekarzy w Polsce dyżurujących w Medical Radio, udzielających nieodpłatnych porad medycznych polskim załogom na morzu.

Dyżur nie jest tak intensywny jak w szpitalu – czasem trafiają się trzy konsultacje na dobę, czasem żadna. Śpię czujnie, bo telefony zdarzają się w środku nocy.

Jakie problemy zgłaszają załogi?

Od najzwyklejszych – jak półpasiec – po udary, zawały, zatrzymania krążenia czy obrzęki płuc. Kiedyś kapitan zgłosił mi objawy rozpoczynającego się udaru, innym razem marynarz był tak chory, że nie doczekał transportu do najbliższego szpitala. Najbardziej niezwykła była jednak interwencja na promie do Szwecji. Kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży dostała skurczów, a moją rolą było opóźnić akcję porodową. Udało się dzięki pomocy kolegi ginekologa.

Dyżurny Medical Radio nie musi znać się na ginekologii?

Nie szczegółowo, choć powinien mieć jak najszerszą wiedzę z wielu dziedzin medycyny i duże doświadczenie kliniczne. U mnie procentują lata w szpitalu miejskim w Świnoujściu, gdzie robiłem specjalizację, a potem dyżurowałem. W szpitalu na peryferiach lekarz ma szansę zobaczyć wszystko. Tu nie ma wąskiej specjalizacji jak w ośrodkach akademickich w dużych miastach – najcięższe przypadki przejmuje dyżurant. I musi sobie z nimi poradzić.

Tak na oślep?

Teraz już coraz mniej, dzięki postępowi techniki. Kiedyś mogłem polegać wyłącznie na umiejętności opisu. Zdarzali się marynarze, którzy objawy określali tak plastycznie, że nie miałem najmniejszych problemów z postawieniem diagnozy. Dziś robią zdjęcie i mi je wysyłają. Jest więc łatwiej. Rozwój techniki uniezależnił też dyżurującego od miejsca. Nie musimy już siedzieć przy telefonie stacjonarnym.

Zdarzyło się panu zawrócić statek?

Ja tylko doradzam kapitanowi, a to on podejmuje decyzję. Niełatwą, bo w grę wchodzą często setki tysięcy dolarów. Zawracanie statku to ostateczność, gdy istnieje bezpośrednie zagrożenie życia. Zawracałem statek, który wcześniej zboczył z kursu, z powodu choroby marynarza, który zmarł tuż przed przybiciem do portu. Załoga zostawiła go w lokalnym szpitalu, gdzie wykonano sekcję zwłok. Okazało się, że przyczyną śmierci był obrzęk i wirusowe zapalenie mózgu. Później okazało się, że na skutek malarii.

I dlatego radził pan załodze wracać do portu?

Nie. Dopiero po telefonie kapitana, który mówił, że on i kilku członków załogi czują się gorzej i mają stany podgorączkowe. Bałem się, że zmarły mógł zarazić towarzyszy. Potem ten kapitan przyjechał mi podziękować.

Zdarzyło się panu instruować marynarzy, jak pomóc choremu?

Z pomocą lekarza marynarze potrafią sami opanować wiele rzeczy. Na statku, obok podręcznej apteczki z zapasem leków, są podstawowe narzędzia chirurgiczne. Najwyższy kurs medyczny dla marynarzy Medical Care uczy szycia ran, robienia zastrzyków czy zakładania dojścia dożylnego. Lekarza na statku nie utrzymuje żaden armator, bo byłoby to za drogie. Zresztą medyków jest za mało nawet na lądzie.

Jako lekarz wojskowy pływał pan na okrętach?

Na krótkich rejsach. Moją rolą było np. zabezpieczenie ćwiczeń. Przez wiele lat byłem szefem służby zdrowia Portu Wojennego w Świnoujściu, gdzie leczyłem marynarzy, również ich rodziny, dbałem o szczepienia i warunki sanitarne. Lekarz bardziej potrzebny jest na lądzie.

Dlaczego wybrał pan Marynarkę?

Marynarka Wojenna jest najbardziej elitarnym ugrupowaniem w każdych siłach zbrojnych świata. Jest też oknem na świat i ma najpiękniejsze mundury. Dlatego tak trudno było się do niej dostać – było aż dziesięciu kandydatów na miejsce. Mnie się udało. Na promocji oficerskiej wystąpiłem już w mundurze Marynarki i w białej czapce. Poprzednie sześć lat chodziłem w zielonym mundurze.

Mało kto uwierzyłby, że raper Gisu był żołnierzem.

Wychowawca z liceum powiedział moim rodzicom, że nie nadaję się do wojska. Pewnie dlatego, że mówiłem, co myślę. Mnie jednak mundur kojarzył się z czymś poukładanym, a testy psychologiczne i sprawnościowe przed egzaminem na WAM pokazały, że nadaję się do armii. Z samej uczelni ja i moi koledzy wynieśliśmy umiejętność radzenia sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Opłacało się siedzieć w okopach, kiedy studenci cywilni mieli wakacje.

Jak pan trafił do Świnoujścia?

Po studiach w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi i stażu w Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku zostałem skierowany do komendy Portu Wojennego w Świnoujściu. Na początku myślałem o Trójmieście, ale zakochałem się w tutejszej plaży – najpiękniejszej w Polsce, zieleni i przestrzeni. Przez 20 lat, od kiedy tu mieszkam, miasto tylko wypiękniało i nabrało blasku. Jest gdzie pochodzić, popływać i pojeździć na rowerze. Do domu wracam niemal co tydzień. Nie przeszkadza mi, że to aż 700 km.

Rz: Jest pan jednym z dwóch lekarzy w Polsce dyżurujących w Medical Radio, udzielających nieodpłatnych porad medycznych polskim załogom na morzu.

Dyżur nie jest tak intensywny jak w szpitalu – czasem trafiają się trzy konsultacje na dobę, czasem żadna. Śpię czujnie, bo telefony zdarzają się w środku nocy.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations