Największe zamieszanie zrobił Kyrie Irving, kiedy oświadczył, że nie chce już dłużej grać w Cleveland Cavaliers, bo nie czuje się tam szczęśliwy. Co unieszczęśliwiało jednego z najlepszych rozgrywających ligi, nie do końca wiadomo. Być może pozostawanie w cieniu większej gwiazdy, ale trudno, by było inaczej, kiedy się gra u boku LeBrona Jamesa.
Irving odszedł do Boston Celtics, a w odwrotną stronę do Cleveland powędrował Isaiah Thomas, też znakomity rozgrywający. W ubiegłym sezonie nie zrezygnował z gry w play-off po śmierci siostry, która zginęła w wypadku samochodowym, a potem grał z kontuzją biodra. Teraz jest rozgoryczony tym, jak potraktowali go w Bostonie. Poza Irvingiem Celtics pozyskali Gordona Haywarda z Utah Jazz, skrzydłowego, który już jest znakomity, a będzie jeszcze lepszy.
Żeby dotrzeć do finałów, Celtics będą musieli pokonać Cavaliers. Ci poza Thomasem (na razie ma kontuzję i szybko na parkiet nie wróci) ściągnęli Derricka Rose'a. Kiedyś to był numer 1 draftu i najmłodszy MVP w historii NBA. Ale potem jego karierę zrujnowały kontuzje. Do drużyny dołączył też były kolega LeBrona z Miami Heat, Dwyane Wade. Razem budowali potęgę klubu z Florydy, wygrali dwa mistrzostwa, ale to było parę lat temu.
Czy uda im się oszukać czas? LeBron ma 32 lata, Wade – 35, Rose – 29, ale po tylu kontuzjach czuje się chyba starszy. To drużyna gwiazd (a przecież jest jeszcze Kevin Love), ale pytanie brzmi, czy i jak ułoży się ich współpraca oraz czy ominą ich kontuzje.
Innych kandydatów do zwycięstwa na Wschodzie nie widać. W czołówce znowu powinny być ekipy z Waszyngtonu (Wizards) i Toronto (Raptors), ale nie wydaje się realne, żeby w decydującej fazie rozgrywek mogły pokonać faworytów z Cleveland i Bostonu.