Wiadomo było, że Polakom nie będzie łatwo, bo Słowenia to drużyna solidna, z dwiema gwiazdami, w dodatku prowadzona przez trenera Igora Kokoskova, który od kilkunastu lat jest asystentem w różnych klubach NBA.
Można było jednak wyczekiwać niespodzianki, bo Polacy potrafili ostatnio sprawiać kłopoty rywalom z europejskiej czołówki. Warunkiem sukcesu było jednak zatrzymanie gwiazd Słowenii, czyli rozgrywającego Dragicia i młodego Luki Doncicia.
Pomysły, jak to zrobić, były (przeciwko Dragiciowi długimi fragmentami grał dobry obrońca Przemysław Zamojski), ale Słoweniec pokazał, że jest graczem z innej planety. Wpychał się pod kosz, nic nie robił sobie z prób blokowania przez Przemysława Karnowskiego. Świetnie pomagali mu Doncić i Anthony Randolph, którzy wspólnie zebrali 18 piłek.
Polacy mieli w tym meczu wiele niewymuszonych strat, a do tego dochodziła znakomita, agresywna obrona Słoweńców (najwięcej kłopotów sprawiła Polakom w trzeciej kwarcie).
W ostatniej części meczu zawodnicy Mike'a Taylora zerwali się do odrabiania strat, a kiedy za pięć fauli boisko musieli opuścić obaj środkowi Słowenii, wydawało się, że pościg może się udać. Wtedy jednak sprawy w swoje ręce wzięli Dragić (trafił spod kosza) i Doncić (rzucił za trzy punkty) i Słoweńcy przewagę obronili.