Prokuratura Okręgowa w Katowicach wszczęła śledztwo w sprawie sobotniej manifestacji narodowców. Chodzi o powieszone na szubienicach zdjęcia europosłów PO, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce.
Od zdarzenia minęły cztery dni. – W każdym przypadku łamania prawa będziemy mieli do czynienia z reakcją policjantów – oświadczył dumnie komendant główny policji nadinspektor Jarosław Szymczyk. Reakcja ta ma być zawsze „adekwatna do istniejącego zagrożenia". Jaka więc była tym razem? Policja „przygotowała materiał filmowy, ustaliła nazwiska sprawców i przekazała je do prokuratury" . A ta ogłosiła, że w pierwszej kolejności mają zostać przesłuchani... europosłowie, których zdjęcia pojawiły się na symbolicznych szubienicach - jak podało radio Zet.
Czy po tak „adekwatnej" reakcji bohaterowie Ruchu Narodowego będą potrafili się otrząsnąć? Czy przerażeni zaprzestaną działalności?
Żarty na bok. W służbach rozkazy wydaje przełożony. To dlatego np. media obiegło zdjęcie niesionego przez funkcjonariuszy Władysława Frasyniuka: ktoś wydał rozkaz, by siłą rozwiązać demonstrację. Policjanci nie są od tego, by na ulicy samodzielnie podejmować polityczne decyzje w sprawie tego, komu wolno przekraczać granice, a komu nie. Dyrektywy wydawane są na samej górze. Firmuje je minister Mariusz Błaszczak.
Po katowickiej demonstracji przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani zapowiedział, że zwróci się do premier Beaty Szydło o zapewnienie bezpieczeństwa polskim eurodeputowanym. – Pan przewodniczący ulega fake newsom – odpowiadał na to minister Błaszczak w publicznym radiu. – Fałszywej propagandzie, kłamstwom kierowanym do niego przez totalną opozycję z Polski.