Michał Szułdrzyński o podwyżce dla członków rządu

Pomysł PiS, by uzależnić płace najważniejszych osób w państwie od wzrostu PKB, może mieć dwie słabości.

Aktualizacja: 19.07.2016 08:06 Publikacja: 18.07.2016 20:33

Michał Szułdrzyński o podwyżce dla członków rządu

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Pomysł PiS, by uzależnić płace najważniejszych osób w państwie od wzrostu PKB, może mieć dwie słabości. Pierwsza – w firmach prywatnych zarobki lub premie menedżerów bywają uzależnione od finansowych wyników zatrudniających ich przedsiębiorstw. Sęk w tym, że to nie urzędnicy wytwarzają PKB. Państwo raczej stwarza ramy, w których działa cała gospodarka. I częściej zahamowanie wzrostu gospodarczego bywa konsekwencją złych decyzji urzędników niż szybszy rozwój efektem ich trafnych posunięć.

Drugim problemem jest rekordowa wielkość obecnego gabinetu. Polska przekroczyła liczbę 115 ministrów, sekretarzy i podsekretarzy stanu. Czy rzeczywiście potrzebujemy ich wszystkich? Pytanie też, czy PiS policzył wszystkie finansowe konsekwencje tego projektu w sytuacji i tak bardzo napiętego z powodu realizacji socjalnych obietnic budżetu.

Mimo to należy docenić ogólny kierunek, by zarobki ministrów i wiceministrów były uzależnione nie od arbitralnych decyzji posłów czy premiera, lecz od sytuacji gospodarczej kraju. Przy obecnym wzroście gospodarczym urzędnicy będą lepiej zarabiać.

Polska administracja na szczeblu rządowym od wielu lat zmagała się z problemem, który w języku angielskim określa doskonałe powiedzonko: If you pay peanuts, you get monkeys.

W języku polskim jego treść najlepiej oddała była wicepremier rządu PO Elżbieta Bieńkowska, która w słynnej podsłuchanej rozmowie z ówczesnym szefem CBA Pawłem Wojtunikiem dziwiła się, że wiceministrowie chcą pracować za 6 tys. złotych, gdy osoby mające potrzebne kompetencje w sektorze prywatnym zarabiają znacznie więcej. „Albo złodziej, albo idiota... To jest niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował" – mówiła.

Kariera w urzędach decydujących o miliardach naszych złotych nie może być pracą ostatniego wyboru; wówczas najlepsi będą się zatrudniać w biznesie, a selekcja do administracji państwowej będzie wyłącznie negatywna. Dobrych urzędników trzeba dobrze wynagradzać, bo inaczej przy coraz bardziej konkurencyjnej płacowo gospodarce rzeczywiście do pracy na stanowiskach ministrów i wiceministrów nie będzie innych chętnych poza tymi wymienionymi przez Elżbietę Bieńkowską.

Pomysł PiS, by uzależnić płace najważniejszych osób w państwie od wzrostu PKB, może mieć dwie słabości. Pierwsza – w firmach prywatnych zarobki lub premie menedżerów bywają uzależnione od finansowych wyników zatrudniających ich przedsiębiorstw. Sęk w tym, że to nie urzędnicy wytwarzają PKB. Państwo raczej stwarza ramy, w których działa cała gospodarka. I częściej zahamowanie wzrostu gospodarczego bywa konsekwencją złych decyzji urzędników niż szybszy rozwój efektem ich trafnych posunięć.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: „Pan jest członkiem”. Dlaczego Polaków nie wzrusza cierpienie polityków PiS?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rosyjska rakieta nad Polską. Czas przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości
Komentarze
Stefan Szczepłek: Dlaczego reprezentacja Polski jedzie na Euro 2024