Grał lider z trzecią drużyną w tabeli, więc można się było spodziewać wysokiego poziomu i towarzyszących mu emocji. Skończyło się na recitalu Legii (bo koncert to zdecydowanie za dużo), przy którym Cracovia wyglądała nie jak drużyna walcząca o miejsce na podium, tylko broniąca się przed spadkiem.
Pomeczowe wypowiedzi trenerów mówią coś o przebiegu wydarzeń na boisku, ale i o obyczajach. Jacek Zieliński, którego szanuję za pracę w różnych klubach i kulturę, był niebywale szczery, jak na futbolowe normy. W dużym stopniu dzięki niemu Cracovia zajmuje w tabeli miejsce w pierwszej ósemce, „rządzi w Krakowie" i sprawiła, że samopoczucie Jerzego Pilcha jest coraz lepsze. I oto trener Cracovii mówi wprost: „Legia nas zlała jak chciała. Dostaliśmy lekcję futbolu. Nie dali nam możliwości złapania wiatru w żagle... Nie mamy zespołu na europejskie puchary".
Ma rację, tyle że trenerzy rzadko mówią prawdę, a czasami można odnieść wrażenie, że oglądali inny mecz niż kibice i dziennikarze. Zieliński nie ściemnia i nie lukruje. Naraża się na krytykę, bo przecież to on jest trenerem tych graczy, którzy w szatni „pospuszczali głowy".
Tyle że on już więcej z nich nie wyciśnie. Daje więc sygnał, że jeśli Cracovia chce myśleć o miejscu na podium i Lidze Europy, powinna sprowadzić lepszych zawodników. I może się okazać, że właściciel klubu Janusz Filipiak stanie się ofiarą własnego sukcesu. Wykłada swoje pieniądze, ale im wyżej się gra, tym więcej to kosztuje.
Trener Legii Stanisław Czerczesow jest w innej sytuacji. On został sprowadzony, żeby na stulecie klubu zdobyć tytuł mistrza. Ma po temu większe możliwości niż ktokolwiek inny w ekstraklasie, ponieważ Legia wyprzedza konkurencję pod każdym względem. Czerczesow potrzebował kilku tygodni na poznanie piłkarzy, kibiców i naszych obyczajów. Henningowi Bergowi nie udało się to w ciągu ponad półtora roku.