Przewodniczący Rady Europejskiej postanowił wykorzystać pretekst, jakim było wezwanie na przesłuchanie w charakterze świadka w sprawie dotyczącej współpracy polskich i rosyjskich służb. Informując na Twitterze o swoim przyjeździe do Polski, dodał: „Do zobaczenia na trasie". Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy byłego premiera mogli mieć w środę pewność, że wiec, w który zmienił się spacer przewodniczącego Rady Europejskiej z Dworca Centralnego do prokuratury wojskowej, to początek kampanii prezydenckiej Donalda Tuska. Policyjna asysta ochraniająca Tuska zarówno przed zwolennikami, jak i przeciwnikami oraz pyskówki sprawiły, że wydarzenie to zmieniło się w farsę. Również obecność Mateusza Kijowskiego, borykającego się z poważnymi problemami wizerunkowymi lidera KOD, nie dodawała przemarszowi Tuska powagi.

Nie zmienia to jednak faktu, że tak naprawdę prowodyrem środowego przemarszu Tuska ulicami Warszawy był... Jarosław Kaczyński. To jego decyzja, by polski rząd za wszelką cenę blokował wybór byłego premiera na stanowisko szefa Rady Europejskiej, zbudowała obecną pozycję Tuska. To decyzja prezesa PiS sprawiła, że nawet wśród wielu Polaków, którzy mieli za złe szefowi Platformy, że w apogeum afery taśmowej porzucił tonący okręt w Polsce i przesiadł się na statek płynący pod błękitną banderą z gwiazdkami, nagle zaczęli na niego patrzeć jak na bohatera narodowego. Również skłócona i pozbawiona charyzmatycznego lidera opozycja dostała od PiS prezent. Nie mówiąc już o samej Platformie, która właśnie od czasu reelekcji szefa Rady Europejskiej notuje najwyższe w tej kadencji poparcie w sondażach; wyższe niż ostatni wyborczy wynik tej partii.

Prawo i Sprawiedliwość przekonuje, że nikt nie stoi ponad prawem i jeśli Tusk został wezwany na przesłuchanie w roli świadka, powinien on zamiast robić z siebie męczennika stawić się przed obliczem prokuratora. Tyle tylko, że nawet jeśli nie ma tu drugiego politycznego dna, to właśnie PiS kreuje Tuska na ofiarę opresywnej władzy. Każde kolejne wezwanie byłego premiera do prokuratury umocni jego pozycję w Polsce. Choć to PiS zarzucał Tuskowi, że złamał zasadę bezstronności urzędników europejskich i niewtrącania się ich w sprawy krajowe, to właśnie działania rządzonego przez PiS państwa wciągają byłego szefa Platformy do krajowej polityki. Wątpię, by PiS w ostatecznym rachunku wyszedł na tym dobrze.