Z jednej strony przyzwolenie na niepłacenie na media publiczne dał kilka lat temu ówczesny premier Donald Tusk, a z drugiej z każdym rokiem kolejne roczniki, które płaciły na poczcie za radio i TV, zwalniane są z opłat, bo przekraczają wiek 75 lat. To najważniejsza grupa sumiennie płacąca abonament od lat i pamiętająca czasy, gdy w czarno-białym telewizorze dostępne były dwa programy. Młodsi nie czują potrzeby wspierania mediów publicznych, bo w kablu mają setki różnych kanałów telewizyjnych, a w eterze kilkadziesiąt stacji radiowych.

Trudno zachęcić Polaków do płacenia na media publiczne, biorąc pod uwagę niespotykane w wolnej Polsce upolitycznienie TVP i PR. Oferta informacyjno-publicystyczna jest zdominowana przez jedną tylko opcję. Baza filmowa w TVP (rozrywkowa i dokumentalna) przestała być konkurencyjna w porównaniu z innymi stacjami komercyjnymi, a także internetowymi gigantami, jak Netflix czy Showmax. I z przykrością należy stwierdzić, że szukając dobrego dokumentu, częściej znajdziemy go na kanale Discovery czy National Geographic.

Były szef TVP Robert Kwiatkowski stwierdził przed laty „tyle misji, ile abonamentu". Pytanie, czy po wprowadzanych zmianach w sposobie ściągalności abonamentu (docelowo opłatę mają uiszczać płatnicy podatków PIT, CIT i ubezpieczenia KRUS) mamy szanse zobaczyć w TVP faktycznie misję. Czy w Polskim Radiu to słuchacze zaczną być najważniejsi i radiowa Trójka nadal będzie budowana przez osobowości takie jak Kaczkowski, Niedźwiecki, Kydryński? A nakłady na II Program PR przestaną być na głodowym poziomie, dzięki czemu rozgłośnia będzie mogła stać się faktycznie największą salą koncertową na świecie?

Nowa opłata na media publiczne rozłożona na wszystkich płatników podatków będzie niższa niż stawki obowiązujące obecnie. Tych kilku złotych miesięcznie pewnie w portfelu nie zauważymy. Pytanie, czy w mediach dostrzeżemy zmiany na lepsze...