Choć trzeba przyznać, że w ostatnich dniach padło sporo pocieszających słów ze strony przedstawicieli nowej administracji amerykańskiej. I to bardzo ważnych, z wiceprezydentem Mikem Pencem na czele, który w imieniu samego prezydenta zapewnił, że zobowiązania USA wobec NATO są niezachwiane. Atmosferę w stosunkach między Ameryką a wystraszonymi rosyjskim imperializmem sojusznikami poprawiał też z oddaniem sekretarz obrony James Mattis.

Dzięki temu prawie zapomnieliśmy, że – jak mówił niedawno Donald Trump – NATO jest przestarzałe.

Oprócz tych miłych dla środkowowschodnioeuropejskiego ucha wypowiedzi w Monachium padło też trochę niepokojących słów. Przede wszystkim wiceprezydent Pence podkreślił, że amerykańska wiara w NATO wymaga wiary europejskich sojuszników w Amerykę Donalda Trumpa. Wiara w Amerykę, niezależnie od tego, kto stoi na jej czele, jest w krajach skazanych na życie u boku Rosji. Te, które są dalej, mają zazwyczaj inne podejście, zajmują się mniej lub bardziej otwarcie krytyką amerykańskiego prezydenta. Pozornie wygląda to na korzystne dla Polski, która do krytyki się nie przyłącza. Może więc liczyć na amerykańską ochronę. Jednak w interesie naszego kraju nie jest to, by USA ograniczyły się do współpracy militarnej z wybranymi krajami sojuszu. To mogłoby być początkiem końca NATO. Zwłaszcza że Donald Trump nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w sprawie współpracy militarnej z Rosją, państwa, które oficjalnie traktuje NATO jako zagrożenie i wroga.

Kreml sprawia co prawda wrażenie rozczarowanego nowym amerykańskim prezydentem, ale może to być chwilowe. Jest bez wątpienia gotowy do wspólnej z Amerykanami rozprawy z tzw. Państwem Islamskim, a to jest nadal głównym celem Donala Trumpa w polityce bezpieczeństwa. Brak wiary zachodnioeurpejskich członków NATO w Amerykę Trumpa może jednak skłonić prezydenta USA do powołania sojuszu chętnych do walki z terrorystami dżihadystami i nie będzie to sojusz północnoatlantycki. Będzie to raczej początek nowego porządku światowego, „postzachodniego”, którego wizję roztaczał w Monachium szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow.

Konferencja bezpieczeństwa nie sprawiła, że zrobiło się bezpieczniej. I to powinno być najważniejszym przedmiotem rozważań w Polsce, a nie starcie w Monachium między Witoldem Waszczykowskim a Fransem Timmermansem.