O możliwym pozbawieniu Rail Baltica unijnego dofinansowania powiadomił Michael Kramer szef komisji ds transportu i turystyki Parlamentu Europejskiego, podała agencja Leta.
Kramel stwierdził, że nie rozumie stanowiska i wymagań Litwy, przeprowadzania przetargów na wykonanie robót na swoim terenie oddzielnie, a nie przez wspólną spółkę z siedzibą w Rydze.
- Musimy zrozumieć, że większość pieniędzy na tę inwestycję pochodzi z Unii Europejskiej i obowiązuje tu jedna zasada: korzystasz lub tracisz. Jeżeli pieniądze przeznaczone na Rail Baltica nie zostaną przez republiki nadbałtyckie wykorzystane, to trafią do Niemiec, Austrii albo Francji. To powinni dobrze zrozumieć politycy wszystkich krajów i nie budować iluzji. Tak, są różnice miedzy Litwą, Łotwą i Estonią, ale projekt może zostać zrealizowany tylko przy współdziałaniu. Tutaj jest także bardzo ważny także udział Polski - podkreślił Kramer.
Dodał, że porozumienie uda się osiągnąć tylko wtedy, kiedy zgodzi się na nie Litwa „Kraje bałtyckie muszą działać razem. Potrzebna jest decyzja końcowa litewskiego ministerstwa komunikacji".
O co tu chodzi? Otóż bardzo już długo republiki nie mogą się porozumieć w sprawie podziału VAT za roboty wykonane dla spółki Rail Baltica - inwestora projektu. Litwa obawia się, że ponieważ kontrakty na roboty zawiera RB Rail - zarejestrowana na Łotwie, to i VAT trafi do łotewskiej kasy. Wilno chce, by podatek za prace wykonane na litewskiej ziemi także tu był płacony. Nie ma też zgody, co do obsadzenia członków zarządu spółki RB Rail.