Taki też był cel 27-letniego kolarza z Zegartowic, gdy w lipcu w Düsseldorfie ruszył w trasę Tour de France. Kraksa na dziewiątym etapie, na zjeździe z Col de la Biche, pokrzyżowała ambitne i całkiem realne plany Majki.
Pokiereszowany i obolały zmuszony był do wycofania się. Potrzebował jednak zaledwie trzech tygodni by dojść do siebie. Na przełomie lipca i sierpnia pojechał w Tour de Pologne. Zabrakło mu tylko dwóch sekund, by po raz drugi w karierze wygrać narodowy wyścig. Zajął drugie miejsce.
Majka mówi, że jest w pełnej gotowości do Vuelty, ale wcale nie można być tego pewnym. Szczyt formy szykował na lipiec, na Tour de France. Dokładnie rozpisane jesienią przygotowania i starty były podporządkowane Wielkiej Pętli. Vuelta jest dla niego celem zastępczym, przymusową próbą ocalenia sezonu straconego wskutek upadku w górach Jury. W Bukowinie Tatrzańskiej po zakończeniu Tour de Pologne Majka zapowiadał nawet, że pojedzie w Hiszpanii, by wygrać etap w górach. Dopiero później menedżer Bora-Hansgrohe Ralph Denk oznajmił, że Polak ma walczyć o najwyższą pozycję w klasyfikacji generalnej, najlepiej jakby to było miejsce w czołowej piątce.
Faworyt Froome
Przykłady z przeszłości pokazują, że taka nagła zmiana priorytetów z jednego wielkiego touru na kolejny wcale nie przekreśla szans na dobry wynik. Trzy lata temu Alberto Contador słabo wypadł we Francji i mimo wcześniejszych zapowiedzi, że nie pojedzie w Vuelcie, postanowił właśnie w ojczyźnie zrekompensować sobie nieudany występ i wygrał.
Majka dwa lata temu wypruwał żyły podczas Tour de France, zwyciężył w klasyfikacji górskiej, był pierwszy na jednym z etapów, a półtora miesiąca później do Madrytu przyjechał na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej.