Byśmy nie byli nadto pewni swego, nie popadali w zadufanie, nie przyzwyczajali się do wyjątkowo korzystnego dla nas biegu historii. Po latach narodowej euforii, po pasmie sukcesów przyszedł czas wielkiej próby. Na lotnisku pod Smoleńskiem ginie prezydent, jego małżonka i 94 osoby, ważne dla polskiej polityki, tożsamości narodowej, kultury.

To wielka tragedia, wielka strata, ale jeszcze większe wyzwanie dla tych, którzy zostali. Czyż nie powinien to być moment jedności? Czyż nie sprawdzaliśmy się tyle razy w obliczu narodowych dramatów jako naród, społeczeństwo? Tym razem jedność trwała zaledwie chwilę, podobnie jak marzenie o solidarności z sąsiadem ze Wschodu. Z jego strony pewnie szczera, choć krótka manifestacja współczucia. W kraju żałoba, która nas połączyła korowodem świec i skupienia przez kilka dni, by w końcu tak bardzo podzielić.

Cóżeśmy zrobili z tym memento przez siedem długich lat? Jak bardzo zawiedliśmy tych, co odeszli, samych siebie, na koniec historię. Zamiast jedności dramatyczne podziały. Zamiast szacunku obrzucanie się błotem. Zamiast zaufania wzajemne szczucie szyderstwem i nienawiścią. I polityka na koniec, dla której tragedia stała się zgrabnym transparentem, wiecowym hasłem, w końcu testem na prawomyślność. Czy ktoś pomyślał, że wplatanie tragedii smoleńskiej w mechanizmy politycznego starcia musi ją zdesakralizować? Uczynić z niej narzędzie? Myślę, że nie musiało tak być, ci zaś, którzy na to się zdecydowali, ponoszą osobistą odpowiedzialność za rzucenie jej na bruk. Nie powinniśmy im tego wybaczyć ani jako społeczeństwo, ani jako wyborcy.

Dziś po raz pierwszy rocznica 10 kwietnia ma status uroczystości państwowych. Myślę o nich z szacunkiem, choć osobiście wolę jak co roku przeżywać to święto w ciszy i skupieniu. Ale w duchu będę tam na Krakowskim Przedmieściu. Nie po to, by wygrażać pięścią, domagać się ukarania winnych narodowej zdrady i rozsiewać pogłoski, że rychło dowiemy się o szczegółach zamachu. Będę po to, by czcić pamięć wspaniałego człowieka, jakim był śp. Lech Kaczyński, jego małżonki, przyjaciół, którzy byli z nimi na pokładzie tupolewa, i reszty smoleńskich ofiar. Będę po to, by dać wyraz solidarności narodowej i wiary, że tylko razem możemy przejść przez tę próbę z godnością. I nigdy nie pozwolę sobie zabrać osobistego prawa do pamięci o Smoleńsku, choćby ktoś uważał to za nieprawomyślne. Bo ta pamięć jest prawem nas wszystkich.